Autor książki “Zły człowiek” oraz nowel “Zaćmienie gwiazd” i “Dni trochę inne”. Do tego także dziennikarz, projektant gier. Przed Państwem Bruno Grigori.
Proanima.pl: „Zły człowiek” to książka, która zaskakuje! Skąd pomysł na to, aby przedstawić znaną historię w tak nowatorski sposób?
Bruno Grigori: U podstaw legł mit prometejski. Cudownie romantyczna opowieść o istocie nadludzkiej, która przeciwstawia się swoim współplemieńcom, by wesprzeć człowieka. Wiele wierzeń i religii zawiera w sobie jakąś jego odmianę, natomiast w chrześcijaństwie go nie ma, przynajmniej nie w swojej kompletnej formie. Z jednej strony jest Bóg, który na pewnym etapie wręcz decyduje się człowieka zgładzić, lecz nikt mu się nie przeciwstawia; z drugiej jest Szatan, który owszem staje naprzeciw Boga, lecz czyni to z pobudek niezbyt jasnych, a jednocześnie ponosi za to srogą karę. Gdzieś kiedyś dotarło do mnie, że warto, aby ktoś tę lukę wypełnił i opowiedział, jak to było naprawdę (śmiech).
Proanima.pl: Większość czytelników jest zachwycona postacią głównego bohatera. Czy książkowy Bruno to postać całkowicie fikcyjna, czy może posiada swój bardziej realny pierwowzór?
Bruno Grigori: Sądzę, że duża część jego uroku opiera się na tej właśnie niepewności. Trudno mi sobie wyobrazić większą satysfakcję dla pisarza, niż ta którą dać może czytelnik pytając, czy ta historia została wymyślona, czy wydarzyła się rzeczywiście. Na pewno charakter i styl bycia Brunona odzwierciedla jego przeszłość, jego trudności ze znalezieniem w tym świecie właściwego zajęcia dla siebie, miłości czy w ogóle siebie samego. W trakcie burzliwego życia był pilotem wojskowym i chirurgiem, miał szansę na dostatnie życie, na założenie rodziny z kobietą, którą kochał – a stał się koronerem na usługach stołecznego wydziału kryminalnego. Oraz pijakiem. Sądzę, że z końcem jego historii dosadnie wyjaśniam, czemu tak się stało oraz dlaczego niewiele mógł na to poradzić. Budując jego postać, zaczerpnąłem wprawdzie parę wątków z własnego życia, kilka cech z mojego charakteru, niemniej z czasem nasze drogi tak się rozeszły, że już nie umiałbym się z nim identyfikować. To człowiek z krwi i kości, z własnym bagażem problemów i doświadczeń, który żyje samodzielnie, sam podejmuje decyzje, a ja jedynie od czasu do czasu zaglądam do niego i opisuję, co zobaczyłem.
Proanima.pl: Musieliśmy długo czekać na Pana debiut. Czym było to spowodowane?
Bruno Grigori: O ile rzeczywiście “Zły człowiek” jest pierwszą moją opublikowaną powieścią, o tyle do mnie samego ten fakt nie dociera w kategorii debiutu – piszę od dziecka: opowiadania, listy, w międzyczasie moc materiałów dziennikarskich, ale również większe formy. Wiele z nich poszło do szuflady lub prosto do kosza. Działo się tak dlatego, że po pierwsze długo przyszło mi czekać, aż poznam życie i ludzi w stopniu wystarczającym, by to co mam do powiedzenia nie brzmiało banalnie czy wręcz infantylnie (w moim odczuciu, rzecz jasna); po drugie nie urodziłem się z talentem, który pozwoliłby mi “w kołysce łeb urwać hydrze” – uczyłem się pisać, długo ćwiczyłem warsztat, zanim zyskałem poczucie, że choć ciągle może być znacznie lepszy, to wstydu już nie ma.
Sam “Zły człowiek” również dojrzewał latami – najpierw w głowie, później w zapiskach. Długo szukałem odpowiedniej dla niego formy i szereg na nią pomysłów wylądował w koszu, zanim ostateczną inspirację znalazłem w… “Mistrzu i Małgorzacie”, jak bardzo nieskromnie by to nie zabrzmiało. Dopiero gdy już miałem przemyślaną nie tylko fabułę, ale również ów kształt, poszło z górki: praca nad konspektem zajęła mi około miesiąca, samo pisanie… cztery miesiące. A potem… długie lata powieść dostępna była w self-publishingu, nim zwróciło na nią uwagę Wydawnictwo IX, zrobiło jej ostateczną (jakże cenną!) redakcję i pięknie wydało.
Proanima.pl: Książka przeczytana w ostatnim czasie, która zrobiła na Panu największe wrażenie to…
Bruno Grigori: “Zakochany w świecie”, której autorem jest Yongey Mingyur Rinpocze – mnich buddyjski, a przy tym wybitnie inteligentny, wszechstronnie wykształcony popularyzator filozofii buddyjskiej. “Zakochany w świecie” to przede wszystkim świadectwo, stopniowy, niezwykle precyzyjny zapis procesu umierania. Coś niezwykłego, czego dokonać może jedynie człowiek, który od dziecka trenuje wolę i świadomość, również w tym właśnie celu. Rinpocze ostatecznie przeżył tylko zrządzeniem losu, a ocalony został w jakby ostatniej fazie umierania. Trafił do szpitala, gdzie go wyleczyli, czyli odtruli (zatruł się przypadkiem, bynajmniej nie celowo!), nawodnili i postawili na nogi. A potem napisał tę niezwykłą książkę.
Beletrystyki czytam mniej, a na pewno dużo mniej niż dawniej. Niemniej niezwykle ciepło wspominam “Zimę Blue” – zbiór opowiadań, które napisał Alastair Reynolds. W szczególności opowiadanie tytułowe, które posłużyło za kanwę jednej z miniatur filmowych wydanych pod zbiorczym tytułem “Miłość, śmierć i roboty”. Niestety nie wiem nic o polskim tłumaczeniu zbioru, ale ponieważ kilka powieści pisarza ukazało się już u nas, to może jest szansa?
Proanima.pl: W którym serialu lub filmie fantastycznym widzi Pan siebie i w jakiej roli?
Bruno Grigori: Hehehehe… heh. Duża część mojej rodziny oraz tak zwanych wujków i cioć to aktorzy, więc jeśli chciałbym grać, robiłbym to (miałbym po temu pewne ułatwienia, jak sądzę). Tyle że miałem inne potrzeby, inny pomysł na życie (pisać książki i projektować gry). Jeśli jednak mam podkarmić fantazję… przemawia do mnie klimat noir i kamienna twarz, jaką posiadał Humphrey Bogart. Widzę to tak: mroczne miasto, postać ograniczająca się do roztaczania spojrzenia lub stojąca zwykle tyłem do kamery, może poza kadrem… Na przykład: Pan Śmierć, który przygląda się niejednej scenie w filmie Blade Runner, a gdy android umiera, czuje się bezradny aż do zawstydzenia; ale uważa, że Roy piękniej wspomina swoje życie niż większość ludzi.
Proanima.pl: Wielu ludzi nie przyznaje się, że czyta romanse albo obyczajówki. Proszę nam zdradzić swoje książkowe „guilty pleasure”, o którym nikt nie wie.
Bruno Grigori: No i nadal się nie dowie, bo obawiam się, że nie mam, przynajmniej w kategorii “książkowe”. Niemniej… znalazłbym przykłady w grach. Na przykład jestem fanem produkcji studia Piranha Bytes (serie “Gothic”, “Risen”, “Elex”), które najlepsze gry wydało na samym początku, a każda kolejna jest w mniejszym lub większym stopniu gorsza od “Gothica II”. A jednak w nie gram. Obecnie czeka na mnie fantastyczny dodatek właśnie do drugiej części Gothica – “Kroniki Myrtany” rodzimej produkcji, podobno cudo, które zajęło pierwsze miejsce w plebiscycie serwisu ModDB za mod roku 2021. Kilkadziesiąt godzin gry, która do niczego nie jest mi potrzebna, ani z przyczyn zawodowych, ani osobisto-poznawczych. Guilty pleasure.
Proanima.pl: Na koniec pytanie abstrakcyjne, które zadajemy wszystkim: mieszkanie w chatce w Bieszczadach czy jaskinia w głębinach Morza Bałtyckiego?
Bruno Grigori: Gościłem na wybrzeżach paru mórz i jednego oceanu. Jedyny dłuższy czas, jaki spędziłem w bliskości wody, na plaży to były dwa tygodnie w Świnoujściu, gdy miałem 9 lat. Wynudziłem się straszliwie. Większość tych 14 dni spędziłem w dziurach kopanych w piasku pod koszami plażowymi, gdzie w cieniu i chłodzie czytałem książki. Czasami wyjrzałem na zewnątrz, żeby zebrać kawałki bursztynu i muszelek na zaliczenie pobytu nad morzem – żebym nie musiał powtarzać. W górach spędziłem wiele lat i ciągle mi mało. Czy wyłania się z tych zeznań odpowiedź na pytanie? 🙂
Proanima.pl: Dziękujemy na rozmowę i życzymy dalszych sukcesów zawodowych
Rozmawiał: Szymon Martysz
Spodobał ci się wywiad z Bruno Grigorim? Zobacz też inne artykuły o gwiazdach:
Przeczytaj: Michał Gołkowski – polski pisarz fantastyki. Znakomity wywiad z autorem
Przeczytaj: Nie tylko Konopnicka – promujemy kobiety w literaturze
Przeczytaj: Radek Rak – Puste Niebo. Recenzja książki
Przeczytaj: Przyjaciele – najlepszy serial w historii. Zobacz sitcom Friends
Przeczytaj: Mural z Branickim w Białymstoku – opinia i koncepcja