Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2024/09/Mateusz-Nagorski-i-Milosz-Wosko-_-klub-Rajzefiber_-photo-Samanta-Stochla--1400x931.jpg
    [1] => 640
    [2] => 426
    [3] => 1
)
        

Duet Nagórski/Wośko o twórczości Jacka Kaczmarskiego wie chyba wszystko. Artyści w 2016 roku rozpoczęli wspólną pracę nad płytą “Mój Zodiak”. Potem były kolejne projekty i niebanalne aranżacje do nieumuzycznionych wierszy tego poety. W trakcie koncertu można było usłyszeć piosenki z różnych programów, które są owocem tej współpracy.

O upływie czasu, apetycie na sukces i wzajemnym inspirowaniu się z Mateuszem Nagórskim i Miłoszem Wośko rozmawiała Samanta Stochla.

Mateuszu, spotkaliśmy się trzykrotnie na Twoich koncertach w Dublinie, a teraz, razem z Miłoszem Wośko, jesteś w Katowicach wraz z kolejną odsłoną tekstów Jacka Kaczmarskiego. Ostatni raz widzieliśmy się w 2016. Czy możesz powiedzieć w kilku słowach, co się zmieniło od tego czasu?

Mateusz Nagórski: Jeśli artystycznie, to pracujemy nad nowymi rzeczami.
Miłosz Wośko: My poznaliśmy się w 2016!
Mateusz Nagórski: Faktycznie. Musiałem wrócić z ostatniej trasy w Irlandii. Czas szybko leci. Jak o tym myślę, to mam wrażenie, że to było 3-4 lata temu. No więc tak: wróciłem z tej trasy najwyraźniej po to, żeby poznać Miłosza. Poznaliśmy się, pracując razem przy tym samym spektaklu, choć w różnych rolach, dobrze mówię Miłosz?
Miłosz Wośko: To był spektakl muzyczny „Święty z Wadowic – Jan Paweł II”, wystawiony w ramach Światowych Dni Młodzieży.
Mateusz Nagórski: Zadzwonił do mnie mój przyjaciel, poeta krakowski, Michał Zabłocki, reżyser tego spektaklu. Zaproponował napisanie muzyki do jednej z piosenek i zaśpiewanie jej. Kilka dni później odezwał się ponownie. Powiedział, że ta piosenka będzie miała aranżację na zespół. Teraz mnie to śmieszy z perspektywy tych 8 lat, ale wtedy sobie pomyślałem „o Jezu Chryste…” To dlatego, że zdarzało mi się grać z różnymi zespołami i wydawało mi się niemożliwe, żebym był w stanie pracować z kimś aranżacyjnie nad piosenką, moje dotychczasowe doświadczenia były kameralne. Napisałem muzykę do tekstu Michała, a Miłosz ją zaaranżował. To była bardzo udana aranżacja. Poznaliśmy się lepiej, jadąc razem na nagranie do Wadowic. Pomyślałem o tych 8 latach tak lekko, ale właściwie artystycznie zmieniło się wszystko.

Mateusz Nagórski, fot. Julia Chyrwińska

No właśnie, kojarzę Ciebie jako solowego wykonawcę.

Mateusz Nagórski: Solowym wykonawcą przez jakiś czas jeszcze byłem i grałem bardzo dużo. Natomiast od czasu ,,Mojego Zodiaku”, który zrobiliśmy wspólnie w 2018 i teraz tych działań z „Notatnikiem australijskim”, zacząłem od tego odchodzić. Gram solo, kiedy jest taka potrzeba i sytuacja tego wymaga: miejsce jest mniejsze, budżet przedsięwzięcia niewielki i tak dalej, czyli życiowe praktyczne sytuacje. Nie dążę do grania solowego, choć do tego niebawem wrócę z nowym programem „Da Capo”. Reasumując, zmieniło się wszystko, ponieważ poznałem Miłosza.

Miłoszu, jak Tobie pracuje się z Mateuszem?

Miłosz Wośko: Wytrzymaliśmy parę lat ze sobą, wiec po obu stronach jest chemia. Działamy. Nagraliśmy dwie płyty i myślę, że w tym roku zrobimy trzecią.
Mateusz Nagórski: Albo w następnym… Staram się nie obiecywać, choć przyznam, że wspólnie z Miłoszem sprawniej pracujemy, niż ja sam.
Miłosz Wośko: Dotarliśmy się. Widzę, jak Mateusz podchodzi do twórczości Jacka. Mnie zajęło trochę czasu, żeby inaczej na nią spojrzeć. Kompozycje Kaczmarskiego są dosyć skomplikowane muzycznie, hermetyczne i nie nadające się do przetworzeń. Można było ewentualnie poszukać jakiejś głębszych planów z perspektywy muzycznej, dodać trochę więcej brzmienia. Widzę i widziałem na to przestrzeń w tych utworach, natomiast w moim odczuciu nie było miejsca na zmiany harmoniczne, czy jakieś ingerencje, do których ja, jako aranżer jestem w piosenkach przyzwyczajony. Nie do końca widziałem się w roli aranżera. Sposób kompozycji Jacka jest wyjątkowy i moje dotychczasowe doświadczenia nie dawały się przełożyć wprost albo nawet nie wprost na prace z tymi programami. Zajęło mi trochę czasu, żeby znaleźć na twórczość Jacka swój sposób. Nie tylko poddać się kierunkowi stylistycznemu, który proponuje Mateusz, ale także móc zaproponować coś swojego.
Mateusz Nagórski: Sporo działaliśmy z utworami Jacka, które już istniały, tzn. miały za jego życia skomponowaną muzykę, ale Jacek napisał też bardzo dużo wierszy, które nie miały muzycznej oprawy, nie były piosenkami. To nas najbardziej interesuje. Nawiązując do tego o czym powiedział Miłosz, jest twórcze napięcie miedzy nami, które z mojej strony przekłada się na rozwój muzykalności w stronę, na którą byłem zamknięty. Pracując z piosenkami Jacka, myślałem, że znalazłem jedynie słuszny sposób na ich wykonanie. Z dzisiejszej perspektywy uważam, że to było jakimś moim artystycznym grzechem. Miłosz nauczył mnie takiego myślenia o piosenkach, muzyce i muzykalności w ogóle, który sprawia, że słuchając swoich nagrań z dzisiaj, wczoraj, czy sprzed 10 lat, widzę swój rozwój. Nie mówię o progresie, dlatego że tamte rzeczy też były dobre, podpisuję się pod nimi imieniem i nazwiskiem. Natomiast Miłosz pokazał mi przestrzenie muzyczne, które były dla mnie niedostępne. Wymagało to cierpliwości z jego strony, ale się udało.
Miłosz Wośko: I wzajemnie.

Na koncercie byłam zaskoczona tym, jak ty Mateuszu, ładnie operowałeś głosem. Były momenty delikatne, ciepłe, wręcz pieszczotliwe, a po czym nagle mocne i konkretne brzmienie. Troszkę inaczej pamiętam Twoje występy.

Mateusz Nagórski: To jest pochodna tego, o czym powiedziałem. Jednocześnie, miałem bardzo wygodny do śpiewania mikrofon. Dziś był naprawdę świetny sprzęt.

Miłosz Wośko, fot. Anna Tomczyńska

Miłoszu, czy Ty w ogóle lubiłeś Kaczmarskiego, czy wszedłeś do tego programu, bo była taka potrzeba chwili?

Miłosz Wośko: Dobre pytanie. Nie powiem, żebym był jego fanem. Znałem jego twórczość, bo kiedyś mocno działałem w gatunku określanym jako „piosenka poetycka”. On dla mnie był trochę pomnikowy i nie wiedziałem przestrzeni, żeby zrobić z jego twórczością coś muzycznie bliższego aktualnemu językowi muzycznemu. Wydawało mi się, że jego twórczość jest pełna i może być zamknięta jedynie w formie, w jakiej została przez niego stworzona. Oczywiście tak jest. Jednak w każdej rzeczy skończonej i pełnej, można znaleźć jakieś przestrzenie do zagospodarowania, jakiś pomysł na nią. Natomiast, jeśli chodzi o nowe rzeczy, nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak dużo wierszy Kaczmarskiego, które nie mają muzyki. Wiadomo, do każdego tekstu można stworzyć każdą muzykę, jednak żeby to miało jakiś większy artystyczny sens, warto tworząc coś nowego, jednocześnie nawiązać do całości twórczości autora – w tym przypadku także kompozytora.
Mateusz Nagórski: Jacek był niesamowicie płodnym artystą. Napisał około 700 albo 800 wierszy, z czego mniej więcej tylko połowa to piosenki. Mało kto o tym wie, tak ściśle się kojarzył ze swoim własnym wykonawstwem, z formą, którą on sam dla siebie wynalazł. Mam poczucie, że wykonujemy jakąś misję w tej kwestii, ponieważ niewielu go odkryło jako poetę bez muzycznego kontekstu. Wiele osób podchodzi do nas po koncercie i chce porozmawiać o tych wierszach, bo ich po prostu nie zna. Nawet nie mieli świadomości, że istnieją jakieś wiersze Kaczmarskiego. Znali tylko piosenki.

Kiedyś na zajęciach z poezji profesor Romuald Cudak wybrał jeden z wierszy Kaczmarskiego jako przykład do analizy. Byłam w szoku, ile tam mieści się treści. Jak dużo jest odniesień do różnych dziedzin sztuki i powiązań z faktami historycznymi. Profesor znalazł takie szczególiki, że byłam pod ogromnym wrażeniem, z jednej strony twórczości Jacka, z drugiej strony interpretacji profesora.

Mateusz Nagórski: Jacek miał motto, że sztuka żywi się sztuką. Wierzę, że jestem spadkobiercą tego kanonu. Kiedyś myślałam, że jestem spadkobiercą kanonu wykonawstwa Jacka czy jakiegoś stylu poezji śpiewanej. Teraz się z tym nie do końca identyfikuję. Nie odcinam się, tyko wydaje mi się, że moja własna droga artystyczna może być inna. Mogę wpaść na każdy muzyczny pomysł, ważne jednak, żebyśmy uważali to za dobre i warte zaprezentowania. Natomiast, jeśli wierzę w jakiś kanon, to jest to kanon ciągłości w pracy artystycznej. Odnoszę się do tego, co było, ale jednocześnie staram się, na bazie tego, zaproponować coś świeżego. Myślę, że to jest takim naszym mottem i stylem pracy twórczej, co widać choćby w przypadku pracy nad „Notatnikiem australijskim”. Nie ograniczamy się, szukamy brzmienia – czy właściwie Miłosz szuka, a ja się przyglądam i przysłuchuję. Wspólnie decydujemy o finalnych wersjach aranżacji. Proponujemy brzmienia, które z perspektywy fanów twórczości Kaczmarskiego mogą się wydawać dość odważne: organy, syntezator, instrumenty perkusyjne fortepian i gitara, którą czasem zresztą odkładam na bok. Planuję odchodzić od gitary, ponieważ bardzo ciekawe przestrzenie muzyczne odkrywam, gdy na niej nie gram. Gdy przygotowywaliśmy koncert w Filharmonii Szczecińskiej, Miłosz zaaranżował piosenki Jacka na orkiestrę kameralną. To jest właśnie taka przestrzeń, która jest wytrychem do ,,robienia’’ Jacka na nowo.

Opowiedzcie mi proszę o Waszym stylu pracy. Mateuszu, pamiętam, że pracowałeś niemal bez przerw.

Mateusz Nagórski: Może byłem pracoholikiem, ale do publikowania nowych rzeczy miałem raczej spokojne podejście. Zgadzamy się z Miłoszem, jakoś się dopasowaliśmy. Miłosz, kiedy robi coś niezależnie ode mnie, pracuje szybciej, inaczej. Myślę, że pracując z wieloma osobami, on może wypracować różne style, natomiast ja mam styl pracy stosunkowo prosty. Stworzyć kompozycję, zagrać bardzo wiele razy na koncertach, jeszcze raz zagrać bardzo wiele razy na koncertach i wtedy nagrać. Po prostu trzeba ćwiczyć i tyle.
Miłosz Wośko: Specyficzny dla polskiego rynku muzycznego model jest często odwrotny. Płyty i nagrania są pierwszym wykonaniem danego utworu. Z tego co wiem, z rozmów z muzykami i twórcami np. brytyjskimi, to tam to jest w podobnym duchu do tego, co mówi i robi Mateusz. Wracając na chwilę do wspomnianych przez Ciebie odnośników kulturowych, to miałem odczucie, że u Kaczmarskiego jest tak dużo intensywnej muzyki, tekstu i powiązań kulturowo-społecznych, że trudno odbierać jego twórczość bez pewnej orientacji i kapitału kulturowego. Nie widziałem przestrzeni dla siebie, bo ja nie lubię grać czegoś, co już jest zrobione i skończone. Czegoś, gdzie jest mało przestrzeni na własny wkład. Ostatecznie, w graniu tych utworów w klasycznym kanonie, czyli tak jak one zostały wymyślone, znalazłem miejsce na to dopełnienie czy wypełnienie swoją wrażliwością. Nie chciałem się sugerować za mocno ich oryginalnym wykonaniem przez Zbigniewa Łapińskiego. Znalazłem sens i znalazłem miejsce, którego wcześniej nie widziałem. Lubię wyzwania i Mateusz zaczął mi pokazywać, że to jednak jest możliwe, podążyłem za tym.
Mateusz Nagórski: Z poszukiwań twórczych, o których mówi Miłosz, powstanie nasza płyta koncertowa, której nagranie niezależnie od nowych rzeczy planujemy na końcówkę tego roku. Płyta będzie dość klasycyzująca w formie, czyli gitara, fortepian, głos. Będzie się składać z wierszy Kaczmarskiego, które nie miały muzyki i ja albo Miłosz ją dopisaliśmy, ale również z utworów Kaczmarskiego, które zaaranżowaliśmy na nasz duet. Będą to głównie piosenki, które Kaczmarski śpiewał solo i nie miały fortepianu, a Miłosz ten fortepian opracował. Będą też takie, które Kaczmarski grał w duecie z Łapińskim, co szczerze mówiąc, kilka lat temu wydawało się przestrzenią w ogóle niedotykalną. Utwory te miały opracowaną partię fortepianu, a Miłosz opracował ją na nowo. Długo myślałem, że jest jakiś szklany sufit w wykonywaniu piosenek Jacka, że ten sposób wykonywania ciężko przeskoczyć, poruszając się nadal w stylu piosenki poetyckiej. Jacek był po prostu twórcą wybitnym w swojej klasie. Teraz myślę, że szklany sufit nie istnieje i odważnie można podejść również do piosenek, które już były przez niego śpiewane. Taką płytę koncertową planujemy nagrać i zaprezentować energię, którą z Miłoszem przez te 8 lat wypracowaliśmy.
Tak się zastanawiam… Byłam przekonana, że na tych koncertach będą raczej starsze osoby, ale dziś było dużo młodych ludzi. To jest niesamowite, że Kaczmarski niesie się cały czas i odkrywany jest przez kolejne pokolenia.
Mateusz Nagórski: Zgadza się. Są takie koncerty, na które przychodzi prawie wyłącznie młodzież. Może to jest styl miejsc, w których gramy, staramy się grać w klubach muzycznych. Oczywiście nie ma nic złego w koncertach teatrze, gdzie są cudowne i pięknie nagłośnione przestrzenie. Natomiast staramy się grać w takich miejscach, które mają w sobie więcej luzu. Młodzież faktycznie, albo odkrywa przez nas Kaczmarskiego, albo już go znała. Wymiana pokoleniowa występuje. Artysta się starzeje, a przychodzący słuchacze nie, to zresztą cytat z samego Jacka.

koncert w katowickim klubie Rajzefiber, fot. Samanta Stochla

Mateuszu, marzyłeś kiedyś o tym, by nagrać płytę dla dzieci. Jak Ci z tym poszło?

Mateusz Nagórski: Zacząłem się zastanawiać, czy ja o tym mówiłem w Irlandii?

Mówiłeś, dlatego o to pytam.

Mateusz Nagórski: Jest dużo projektów niedokończonych, które z jakiegoś powodu – albo artystycznego, albo z przyczyn praktycznych nie wypaliły. To jest jeden z nich. Myśleliśmy o czymś takim z moim przyjacielem Michałem Zabłockim. On miał napisać teksty na płytę, ja miałem napisać muzykę i zaśpiewać, ale nie wyszło. Doszliśmy do wniosku, że moje śpiewanie jest zbyt groźne i wystraszy dzieci. Może wrócę do tego pomysłu z tymi nowymi, jak to sama powiedziałaś, odkrytymi barwami głosu. Mogę śpiewać spokojniej, delikatniej, bardziej nastrojowo. Miałem też kilka dużych planów, które się nie udały, m.in. z Mirkiem Czyżykiewiczem. Planowaliśmy wspólne podejście do nieumuzycznionych wierszy Jacka Kaczmarskiego o śmierci. Zaczęliśmy ten program robić, ale go nie skończyliśmy. Właściwie, jak to czasem w życiu bywa, ciężko powiedzieć, dlaczego…

Wśród wykonywanych piosenek był utwór ,,Śniadanie z Bogiem”. Osobiście bardzo go lubię. Czy Ty mógłbyś określić jaki jest Twój Bóg?

Mateusz Nagórski: To piosenka trochę obrazoburcza w Polsce, było nie było, można różnie na to patrzeć, ale w kraju „tradycyjnie” katolickim. Nie odpowiada na pytanie, czy ten bóg poza nami istnieje, każe go szukać w sobie. To jest filozofia, z którą się całkowicie zgadzam. A jaki jest? On umrze razem ze mną, jak śpiewał Jacek i ja dzisiaj.

Mateuszu, a prywatnie, czy coś u Ciebie się zmieniło?

Mateusz Nagórski: Mam jakiś problem z czasem. Wydaje się, że to, co było 8 lat temu, było chwilę temu, i że zawsze tak było. Mam wrażenie, że żyję, jak żyłem i będę tak żył zawsze. Te zmiany oczywiście są duże, tylko dla mnie nieuchwytne. Mieszkam w Warszawie. Wspólnie z Miłoszem dzielimy pracownię w Kolektywnej Instytucji Kultury „Prześwit” na rynku Nowego Miasta. Dla mnie to była duża zmiana, również w takim funkcjonowaniu prywatnym. Zacząłem oddzielać życie prywatne od działań artystycznych i twórczości.

Czyli idziesz do pracowni i tworzysz, a w domu robisz inne rzeczy?

Mateusz Nagórski: W domu robię to, na co mam ochotę. Wszystkie instrumenty, a mam kilka gitar, przetransportowałem do pracowni. Gdy wracamy z koncertu, to jadę do pracowni, żeby zawieźć instrumenty. Kiedyś nad nowymi rzeczami pracowałem gdzieś miedzy snem, a pobudką. W nocy coś mnie dręczyło, to wstawałem do gitary. Miłosz mnie nauczył higieny pracy artystycznej. Może nie nauczył celowo, tylko podpatrzyłem to u niego. Gdy jedziemy w trasę, to różne rzeczy muszą być załatwione i ogarnięte, a jak pracujemy nad jakimś materiałem, to nie może być 24h na dobę, jak to się zdarzało wcześnie. Zdecydowanie jest to styl pracy, który jest skuteczniejszy. Można pracować mniej, ale bardziej kreatywnie i bardziej efektywnie.

Czy planujecie jakieś trasy zagraniczne?

Mateusz Nagórski: Takie działania są dość skomplikowane i zależą od różnych czynników, współpracy z różnymi fundacjami i stowarzyszeniami. Byliśmy na Słowacji, na Ukrainie graliśmy koncerty ze spektaklem i nasze duetowe. Jak wiesz, grałem w Irlandii, a w grudniu byłem w Chicago. Natomiast mamy faktycznie takie plany, żeby do Stanów wrócić. Czy to się powiedzie? Oczywiście, że się powiedzie, jeżeli będziemy dostatecznie zdeterminowani oraz znajdziemy osoby, które to współorganizują.
Miłosz Wośko: Mamy taką formułę, że większość koncertów, które gramy wspólnie, sami współorganizujemy w mniejszym lub większym stopniu. Ja mam taką percepcję i pewnie Mateusz zgadza się ze mną, że koncerty związane z Jackiem Kaczmarskim dla niektórych osób mają jeszcze wartość historyczną. My staramy się skupić na wartości artystycznej, ale robić to na własnych warunkach, które czasem bywają trudniejsze, ale dzięki temu satysfakcja jest dla mnie 100 procentowa.

Jaki macie plany artystyczne? Osobne, wspólne, jak to wygląda?

Mateusz Nagórski: Planuję dwa programy. Jeden to „Da capo”, czyli zapiski muzyczne do kilkunastu wierszy Kaczmarskiego, które były skrawkami z innych programów, między innymi „Muzeum” i „Wojna postu z karnawałem”. Jacek wyrzucił te wiersze z programów, nie dlatego, że były złe artystycznie, ale dlatego że już innymi wierszami, innymi piosenkami je wypełnił. Z takich piosenek planuję złożyć solową płytę i wrócić do solowego koncertowania. Być może również zrobię całą trasę koncertową z promocją tej płyty. Natomiast razem planujemy zrobić „Notatnik australijski”, czyli trzeci i ostatni z tych wielkich, całościowych, nieumuzycznionych programów. Jest jeszcze czwarty – ,,Tunel” – ale w mojej głowie jest on czymś innym. Jacek go pisał, gdy był już chory na raka. Być może „Tunel” też kiedyś ugryzę. To jest temat, który mnie bardzo ciekawi i to są właśnie te wiersze, które mieliśmy zrobić z Mirkiem Czyżykiewiczem. Jest to bardzo ciężka tematyka. Aby ugryźć wiersze o śmierci, można to zrobić na dwa sposoby: przełamać ciężar lekką konwencją albo całkowicie na ten ciężar postawić. Może będą na chór albo na klasyczną orkiestrę. Ciężko mi powiedzieć. To są plany bardzo odległe.

A Miłosz nad czym pracuje?

Miłosz Wośko: Oprócz tego o czym mówił Mateusz, komponuję muzykę instrumentalną na składy orkiestrowe. Pod koniec lutego prowadzę orkiestrę w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie, uczestniczyłem w wykonaniu własnej kompozycji nawiązującej do architektury, urbanistyki miasta i ta kompozycja była częścią większej całości pt. „Ronda”.

A szczecińskie ronda są budowane na wzór tych w Paryżu…

Miłosz Wośko: Z tego, co wiem, pierwsze tego typu ronda powstały po wojnie francusko-pruskiej przy rozbudowie miasta. Nie sprawdziłem, na ile ta opowieść jest prawdziwa, natomiast jeśli chodzi o muzykę instrumentalną, starałem się szukać kontekstów, o coś zaczepić. Nagrywałem wypowiedzi mieszkańców Szczecina. Chodziłem z magnetofonem radiowym i pytałem, co oni myślą o tych rondach. Wykorzystałem ich wypowiedzi w utworze. Mieliśmy też siatkę do wyświetlania wizualizacji. Jeśli ktoś jest nastawiony do konwencjonalnego odbioru orkiestry, to mógł być nieco zaskoczony taką formą, słysząc do tego jakieś fragmenty wypowiedzi w niektórych miejscach utworu. Działam w ramach muzyki orkiestrowej, co wykorzystaliśmy w działaniach wspólnych z Mateuszem, a jednocześnie mam doświadczenie muzyki alternatywnej, rockowej. W zeszłym roku na Studenckim Festiwalu Piosenki prezentowaliśmy ponownie projekt „Herbert 3.0”, który nagraliśmy chyba 6 lat temu. Teraz jest planowana jego druga część. Nie wiem czy ona się ukaże w tym roku, ale jest duża szansa, że w tym zostanie nagrana.

Tak na koniec, powiedzcie mi proszę, czego Wam mogę życzyć?

Mateusz Nagórski: Sukcesów.

Sukces to Wy macie.

Mateusz Nagórski: Taka była pierwsza myśl, czyli jestem jeszcze młody duchem i głodny sukcesu. Natomiast rozszerzę to, o czym mówił Miłosz. Na razie działamy bardziej wokół siebie i siatki naszych artystycznych znajomych. Na przykład przy okazji działań Miłosza przy „Herbert 3.0”, włączyłem się w promocję koncertu.

Herbert robił świetne rysunki. We Wrocławiu jest Desa, zaraz blisko dworca, gdzie mieli całą kolekcje jego rysunków. Poeta twierdził, że lepiej zrobić rysunek niż fotografie. Taki obraz na dłużej zostanie w pamięci, bo jest przetworzony przez własne ja.

Mateusz Nagórski: Nie wiedziałem tego, szczerze mówiąc. Ciekawe, Kaczmarski w rękopisach też ma takie notatki obrazkowe i na przykład, jak śpiewa o papudze, to rysuje papugę. On też miał talent plastyczny. Jego ojciec, Janusz Kaczmarski, był wybitnym malarzem.

Miłoszu, przepraszam trochę odbiegliśmy od tematu. Co z Twoimi planami?

Miłosz Wośko: Utrzymując się z muzyki od paru lat, wyrobiłem sobie taką postawę, że staram się angażować w rzeczy, do których mam pełne przekonanie. Nawet jeśli mam jakieś wątpliwości co do tego, dokąd dana współpraca, dany temat może mnie zaprowadzić, to staram się z artystami, z którym działam znaleźć jakiś wspólny obszar – coś, co nas wspólnie „jara”, mówiąc kolokwialnie. To nas do siebie z Mateuszem zbliżyło, bo choć początkowo nie widziałem dla siebie kreatywnego miejsca w twórczości Kaczmarskiego, to próbowałem.
Mateusz Nagórski: Im bardziej nie widział, tym bardziej chciał znaleźć. Miłosz ma w sobie dużo więcej przekory niż ja, bo ja bym odpuścił, gdybym nie potrafił znaleźć światełka w tunelu.
Miłosz Wośko: Co tu dużo mówić Mateusz, jest niewiele osób, które poświęciły tyle czasu temu tematowi, żeby go tak zgłębić jak ty. I to jest autentyczne przemyślane.

Miłosz ma rację. Poza biografem Kaczmarskiego, to chyba nikt tego tak nie zgłębił. Tym bardziej, że ty Mateuszu, zupełnie inaczej to zrobiłeś. Wszedłeś w temat, powiedziałabym w rytm Kaczmarskiego. Co innego spisać fakty i pogadać z ludźmi, a co innego próbować odtworzyć muzykę i ducha artysty, robiąc to innymi dźwiękami i jednocześnie będąc sobą. Chylę czoła po prostu widząc kolejną odsłonę Twojej i teraz Waszej twórczości. Przyznam szczerze, że z niecierpliwością czekam na kolejne Wasze twórcze przedsięwzięcia.

Mateusz Nagórski: Jeśli tak to odbierasz, to jest dokładnie to, o co mi chodziło. Jeśli udaje mi się to osiągać, to nie wiem, czy czegoś więcej trzeba mi życzyć poza tym, żebym znalazł otwartą restaurację jeszcze dzisiaj…

Wywiad przeprowadziła Samanta Stochla

Spodobał Ci się nasz artykuł? Sprawdź inne muzyczne relacje!

Przeczytaj również: Rockowizna Festiwal 2022 Kraków – relacja z wydarzenia
Przeczytaj również: Kiss – historia zespołu. Poznaj kilka ciekawostek o legendzie
Przeczytaj również: Top 10 piosenek Happysad!
Przeczytaj również: Zuza Jabłońska – młoda gwiazda polskiej sceny muzycznej!
Przeczytaj również: “Rumunia. Albastru, ciorba i wino” – recenzja. Rumunia, jakiej nie znacie
Przeczytaj również: Jakie wspomnienie chciałbyś przeżyć jeszcze raz? Recenzja książki “Fotograf utraconych wspomnień”
Przeczytaj również: Zanim zniknęli – czy słuchamy jeszcze tych artystów?

Nic dla Ciebie? Wybierz, co chcesz przeczytać!

recenzje książek
recenzje filmów
recenzje płyt
relacje ze spektakli teatralnych
artykuły o sztuce
recenzje komiksów
nowinki technologiczne

Ucz się z nami! Poczytaj o kulturze w obcym języku:

angielski
francuski
niemiecki
ukraiński

Sprawdź naszą ofertę wolontariatu – dołącz do naszej ekipy i buduj z nami Portal Proanima.pl!

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content