Array
(
    [0] => https://proanima.pl/wp-content/uploads/2023/06/sparks-1.jpg
    [1] => 640
    [2] => 769
    [3] => 
)
        

Bracia Russell i Ron Mael od ponad pięćdziesięciu lat działają na scenie muzycznej. Ich kariera inspiruje najpopularniejszych wykonawców na świecie sięgając po popowych twórców kończąc na rockowych gwiazdach. Zespół Sparks w swoim portfolio może się pochwalić bogatą dyskografią wydając pod własnym szyldem aż 25 studyjnych albumów (a to nie wszystko!). W tym artykule odpowiemy sobie na pytanie czy niedawno wydana płyta „The Girl Is Crying In Her Latte” należy zaliczyć do sukcesów braci Mael, czy powinniśmy o niej czym prędzej zapomnieć.

O kim mowa – czyli słówko o formacji Sparks

Historia Sparksów rozpoczęła się już w latach 60. XX wieku obserwując złotą epokę Los Angeles. Tam dorastając muzycznie obserwowali m.in. tak kultowe formacje jak The Doors, Love oraz The Beach Boys. Jeszcze w tej samej dekadzie w 1967 roku opublikowali swoje pierwsze nagranie w ramach zespołu The Urban Renewal Project, jednak nie sama inicjatywa nie została zauważona i nie przetrwała próbę czasu. 12 miesięcy później Russell i Ron założyli nową formacją Halfnelson, wydając po trzech latach debiutancką płytę zatytułowaną nazwą zespołu. Jeszcze w tym samym roku zespół zmienił nazwę na Sparks i pod jej nazwą działają po dziś dzień. Największe sukcesy komercyjne formacji wywodzą się z lat 70. XX wieku. W maju 1974 roku na półkach sklepowych pojawia się album „Kimono House”. Do tej pory jest to album cieszący się największą popularnością i jako jedyny z bogatego dorobku zespołu nagrodzony złotą płytą. Z tego krążka również pochodzi najsłynniejszy singiel formacji „This Town Ain’t Big Enough for Both of Us”, który wspiął się na drugie miejsce na angielskiej liście przebojów. Wtedy to wykształciła się stylistyka zespołu, w której osadzona jest większość piosenek „Sparków”.

Wyjątkowość, błyskotliwość, konsekwencja – czyli kilka słówek więcej o braciach Mael

Występy „Sparksów” są najwyższej jakości koncertami. Na scenie bracia wykreowali sobie dwa radykalne odmienne wizerunki, napędzające ich każdy show. Podczas, gdy wokalista Russell kipi energią na scenie nie mogąc usiedzieć na miejscu, jego starszy brat Ron statycznie, prawie w bezruchu, siedząc gra na swoim syntezatorze. Koncerty mogą być też unikalną formą promocji, co Sparks udowodniło piętnaście lat temu. Wtedy to grupa zorganizowała serię dwudziestu jeden koncertów w Londynie pod nazwą „Sparks Spectacular”, chronologicznie grając swój dotychczasowo wydany studyjny repertuar. Ostatni z nich poświęcony był obecnie wydawanemu krążkowi „Exotic Creatures of the Deep”. W jego trakcie grupa wieńcząc swoją trasę zagrała dwa sety: pierwszy całkowicie złożony z piosenek znajdującym się na najnowszym albumie formacji, drugi składający się z najsłynniejszych kompozycji zespołu.

Sparks powszechnie kojarzy się z klawiszowym brzmieniem oraz charakterystycznym głosem wokalisty formacji, jednak trudno ją wpisać do jakiegoś konkretnie wybranego nurtu. Zespół z niejednego muzycznego pieca chleb jadł! W ich kompozycjach można znaleźć wpływy takich gatunków m.in. jak: glam rock, art pop, synthpop, disco (tutaj polecam zapoznać się z piosenką „No.1 Song In Heaven” oraz power popu. Zespół stanowi szeroką inspirację dla innych twórców.  Dokonaniami Sparks inspirowali się m.in. tacy artyści jak: Björk, Joy Division, Red Hot Chilli Peppers oraz Franz Ferdinand. Z ostatnią Sparks założył supergrupę FFS nagrywając album.

 

Latte podano do stołu – czyli słówko o nowym albumie

Najnowszy album zespołu 26 maja zameldował się na sklepowych półkach. Promują go trzy single „Veronica Lake”, „Nothing Is As Good As The Say It Is” oraz tytułowa piosenka „The Girl Is Crying In Her Latte”, która uzyskała największy rozgłos dzięki teledyskowi. Występują w nim bracia Mael oraz Cate Blanchett, którą muzycy poznali podczas zeszłorocznej gali Cezarów w Paryżu. Wideo przedstawia siedzących w tle Ron i Russela oraz aktorkę na środku białego planu, ubraną w żółty garnitur, która szaleńczo tańczy w rytm piosenki. Hipnotycznie powtarzane słowa refrenu, charakterystyczny klawiszowy riff oraz taniec pozwala w pełni wczuć się w tematykę utworu, tworząc tym samym udane dzieło, do którego również dołożyła się Blanchett. Jak wspomina sam zespół, podczas nagrywania teledysku dali jej swobodę, co przyczyniło się, że sami stali się zaledwie statystami w swoim wideo.

 

Na album składa się czternaście piosenek. Większość z nich dotyczy opowiada o kobietach i z reguły utrzymane są w synthpopowym klimacie. Moją uwagę przykuła kompozycja „Escalator”. Słuchując się w tej piosenkę miałem wrażenie, że byłaby jako wypełniacz w galerii handlowej lub w windzie. Niewiele się pomyliłem, albowiem piosenka opowiada o sytuacji mającej miejsce na schodach ruchomych. Opowiada o straconej szansie dwojga ludzi, którzy mijają się w drodze do pracy. Konkretnej kobiety, która jedzie w dół kończąc pracę oraz mężczyzny jadącego w górę, który dopiero ją dopiero zaczyna. Jedną z ciekawszych kompozycji jest utwór “We Go Dancing”. Mimo obecnego bogatego instrumentarium tej piosenki, na pierwszy plan wychodzi tutaj kunszt głównego tekściarza zespołu, Rona, który napisał słowa do tej piosenki. Aluzje popkulturowe i dobre pióro klawiszowca stworzyło ciekawe i absurdalne uniwersum, gdzie w jednej piosence wymieniony jest Kim Dzong Un, Diplo, Skrillex oraz YouTube, po prostu czyste szaleństwo. W zestawieniu z dominującym brzmieniem albumu w kontrze stoją piosenki „It’s Sunny Today” oraz „Gee, That Was Fun”. Pierwsza z może przeładować nasyceniem melancholii, drugą natomiast druga jest zbalansowaną kompozycją z dobrze ułożonymi wolniejszymi i szybszymi momentami.

 

Stary człowiek, a może? – czyli słówko o ocenie albumu

„The Girl Is Crying In Her Latte” jest naprawdę udanym dziełem. Głos Russela prezentuje się naprawdę dobrze i nie słychać po nim upływu mijających lat. Natomiast starszy brat Ron genialnie czyni to co potrafi czynić wspaniale, komponuje. Jego teksty są niebanalne, unikalne i pokręcone, jestem pełen podziwu. Finalne łącząc dostajemy w ten sposób Sparks w klasycznym wydaniu. Mimo, że panowie już są grubo po siedemdziesiątce naprawdę trzymają formę i są w stanie stworzyć naprawdę ciekawe rzeczy. W doświadczonych formacjach nie zawsze się udaje stworzyć dobre i świeżo brzmiące płyty. Sparks jednak przełamuje to przekonanie. Miejmy nadzieję, że jeśli panowie znów zasiądą do komponowania, będziemy mogli to ponownie powiedzieć.

Recenzja: Piotr Czarkowski

Zdjęcia: Fanpage Sparks

Spodobał Ci się nasz artykuł o podcastach? Check out our other articles in english i українська!

Przeczytaj również: Myslovitz w Gdańsku! Relacja z koncertu
Przeczytaj również: Recenzja płyty Lany Del Rey
Przeczytaj również: Romantycy Lekkich Obyczajów w finale trasy „Wybaczyć Wszystkim Wszystko” – relacja
Przeczytaj również: Jack Blaze – Artysta i przedsiębiorca
Przeczytaj również: bryska – kolorowy ptak


 

👉 Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej

>>wyszukiwarce imprez<<<

1,5 procent na kulturę

Chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim i publikować swoje recenzje na łamach naszego portalu? Skontaktuj się z nami!

Zapisz się na BEZPŁATNE szkolenie z dziennikarstwa obywatelskiego! Ruszamy już jesienią!

Udostępnij:


2024 © Fundacja ProAnima. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Skip to content