Nasze życie toczy się w rytmie od 60 do 100 uderzeń serca na minutę. U sportowców, np. pływaków, serce w spoczynku może bić nawet z częstotliwością 40 uderzeń na minutę, co jest naturalnym zjawiskiem. Na wystawie „30 uderzeń na minutę” Olga Pawłowska zwalnia ten rytm, umożliwiając nam spojrzenie na rzeczywistość poza narzuconym tempem codzienności.
Artystka jest absolwentką Wydziału Grafiki ASP w Krakowie. Dyplom magisterski uzyskała w 2013 roku w Pracowni Wklęsłodruku. W 2021 roku obroniła pracę doktorską na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Tutaj mieszka i pracuje. Wystawa w krakowskim Bunkrze Sztuki to, jak dotąd, największa prezentacja jej twórczości.
W zwolnionym tempie
W przestrzeni galerii słychać ciężkie uderzenia metronomu wybijającego 30 uderzeń na minutę. Ten rytm jest jak deszcz jesienny u Staffa – “jednaki, miarowy, niezmienny”. Wprowadza pewną harmonię i równowagę, ale jest zarazem nieubłagany, jak tykanie zegara, przypominając o upływie czasu. Jego monotonia budzi niepokój i wywołuje napięcie. Niesie ze sobą pewien ładunek. A co opiera się temu rytmowi?
Na obrazach widać monumentalne budowle, takie jak mastaby i piramidy, które odzwierciedlają ludzkie aspiracje, oraz morze i góry, stanowiące metafizyczne oparcie. Obrazy emanują ciszą podobną do tej, która panuje w tych konstrukcjach albo pośród górskich szczytów. Dominuje w nich statyczność, jakby artystka chciała przeciwstawić się dynamice otaczającego nas świata. Można w nich odnaleźć pewnego rodzaju ukojenie dla zmysłów. Artystka poprzez obniżenie tempa metronomu wprowadza arytmię, tworząc iluzję wydłużenia czasu. Dzięki temu odbiorca może się zatrzymać i skupić na swoich myślach.
Upiór Luwru
Na wystawie występują motywy związane ze starożytnym Egiptem. Początkiem tej inspiracji, jak można przeczytać w katalogu, był dla artystki film z 1965 roku w reżyserii Claude’a Barmy, pt. Belfegor. Niewiele informacji na jego temat można znaleźć w internecie, znacznie popularniejszy jest remake z 2001 roku. Imię upiora można przetłumaczyć jako „władca szczelin” lub „bóg z góry Phegor” .
Olga Pawłowska maluje górę, która jest rozdarta pęknięciem, jakby w niej emancypował się upiór. Można dostrzec go także na obrazie pt. Upiór Luwru, kiedy mamy wrażenie, że mija nas tuż obok. Jego obecność krystalizuje się w obrazach piramid, mumii i obelisków, a w końcu przyjmuje postać metronomu, stając się wybijającym rytm upiorem.
W serialu Belfegor, którego jeden z odcinków można znaleźć na YouTube, główna bohaterka grana przez Juliette Gréco słyszy: „Belfegor jest w pani!”. Ta fraza przywodzi na myśl fantazmat wampira, koncepcję Marii Janion, polskiej badaczki literatury, znanej z analizy romantyzmu oraz jego wpływu na polską tożsamość narodową.
Na wystawie wampir zdaje się być obecny pod postacią upiora. W interpretacji Janion, wampir odzwierciedla nie tylko zewnętrzne zagrożenie, ale także to, co kryje się w nas samych. Symbolizuje to, co wyparte i mroczne, a jednocześnie nieodłączne od ludzkiej egzystencji. Odzwierciedla nasze lęki, stając się nieustannie powracającym cieniem. Wprowadza również dysonans w granicy między życiem a śmiercią, sprawiając, że wydaje się ona na wyciągnięcie ręki. Wampir fascynuje, ponieważ przekracza tę granicę. Wydaje się być „poza rytmem”. Olga Pawłowska konfrontuje odbiorców z tym lękiem, nadając temu gestowi terapeutyczny charakter. Spoglądamy w mroczne wejścia czarnych mastab – dokąd one prowadzą?
Przestrzeń i cisza
W pracach artystki jest wiele powściągliwości, minimalizmu, ciszy, ale dzięki temu odbiorca ma przestrzeń, która jest tutaj istotna. Pozostawia pole do refleksji, ale także umożliwia przeżywanie lęków w ramach sztuki. Odbiorca ma okazję przyglądać się i konfrontować z własnymi uczuciami. Na co dzień może nam brakować takiej przestrzeni, jest ona raczej wypełniona natłokiem bodźców i obciążona nadmiarem treści. Można powiedzieć, że roi się w niej od współczesnych wampirów, które wysysają naszą energię — krótkie filmiki, wyskakujące komunikaty, powiadomienia i reklamy. Na wystawie mamy jednak opozycję wobec tego nadmiaru. Coś wisi w powietrzu, przenika do wnętrza — może to niepokojące, ale czy naprawdę jest zbędne? Spoglądamy, tempo zwalnia, dając nam przestrzeń do oddechu.
Relacja i zdjęcia: Karolina Nowak
Spodobał Ci się nasz artykuł? Sprawdź inne teksty!
Przeczytaj również: Substancja – recenzja filmu Coralie Fargaet
Przeczytaj również: Nadzieja umiera ostatnia… Recenzja filmu Grobowiec Świetlików
Przeczytaj również: The Royal Hotel – recenzja!
Przeczytaj również: Przed wschodem słońca – recenzja filmu
Przeczytaj również: “Rumunia. Albastru, ciorba i wino” – recenzja. Rumunia, jakiej nie znacie
Przeczytaj również: Jakie wspomnienie chciałbyś przeżyć jeszcze raz? Recenzja książki “Fotograf utraconych wspomnień”
Przeczytaj również: Zanim zniknęli – czy słuchamy jeszcze tych artystów?
Nic dla Ciebie? Wybierz, co chcesz przeczytać!
✨ recenzje książek
✨ recenzje filmów
✨ recenzje płyt
✨ relacje ze spektakli teatralnych
✨ artykuły o sztuce
✨ recenzje komiksów
✨ nowinki technologiczne
Ucz się z nami! Poczytaj o kulturze w obcym języku:
✨ angielski
✨ francuski
✨ niemiecki
✨ ukraiński