Surowe, brutalistyczne niemal osiedla rozrzucone pośród piasków bezkresnej pustyni, niemal pozbawione roślinności, zimne i skaliste stoki gór i bezkresne, pozbawione cywilizacji połacie terenu dzielące pojedyncze miasteczka. Przedstawiona w ten sposób czytelnikowi planeta Anarres nie brzmi jak miejsce warte odwiedzenia, nie mówiąc już o zamieszkaniu. Jednak zaintrygowany historią ludzi, którzy na tak wrogim globie wypracowali swój raj, po zaledwie kilku stronach zakochałem się w tej niepozornej utopii wytworzonej przez Ursulę le Guin.
Anarres to planeta żyjąca nie bujną roślinnością czy zróżnicowaną fauną, a społecznością. Jej mieszkańcy to Odonianie – ruch polityczny zakładający, bez zagłębiania się w filozofię oraz historię świata ukazanego w powieści, wyzbycie się hierarchii oraz konceptu posiadania. Mieszkańcy Anarresu są więc, ze względu na nieprzyjazny klimat oraz swoje ideały, zmuszeni do życia w małych, zżytych społecznościach tworzących obejmującą całą planetę siatkę osad, które porozumiewają się, wymieniają zasobami i populacją oraz współpracują w całkowicie nieograniczony sposób, bez jakichkolwiek granic czy podziałów.
Odonianie są zachęcani, od wczesnych lat, do spełniania się w zawodach, które najbardziej ich interesują. Wszystkie ścieżki kariery są otwarte dla każdego, ponieważ każdemu zapewniony został dostęp do wymaganej w tym celu edukacji. “Kariera” to w zasadzie dość mylne określenie, ponieważ wszelkie odkrycia naukowe czy dzieła sztuki są rezultatem nie chęci zdobycia sławy czy majątku, lecz szczerej pasji i zaangażowania w proces bez względu na rezultat – nagrodą jest nie uznanie czy waluta, lecz możliwość realizowania własnych zainteresowań. Podział pracy jest zorganizowany na systemie losowań i zgłoszeń ochotników – każdy ma możliwość samodzielnego wyboru zawodu, który zostanie przydzielony na podstawie własnych kompetencji oraz preferencji, z którego może zrezygnować poprzez zwykłą prośbę o nowy przydział, lub o zwykłą przerwę przy, na przykład, niezbędnych pracach fizycznych jak budowa farm czy utrzymanie dróg. Osoby, którym nie zależy na konkretnym zawodzie mają możliwość losowego doboru pracy. Rezultat jest fascynujący dla kogoś przyzwyczajonego do naszych metod poszukiwania zawodu – mieszkańcy Anarresu to ludzie, którzy wbrew naszym odruchowym przewidywaniom, są zmotywowani i chętni do pracy, bardzo często poświęcając prywatne zainteresowania na rzecz prac niezbędnych w sytuacjach kryzysowych, szczerze zafascynowani i pełni pasji. I może brzmi to banalnie ale chciałbym, drogi czytelniku, żebyś oderwał na chwilę wzrok od ekranu i zastanowił się ile razy twoja pasja została wyśmiana lub wzgardzona przez innych wyłącznie dlatego, że nasz bezlitosny rynek nie uznaje jej za wartą uwagi? Ile razy porzuciłeś jakiś projekt, bo, mimo iż był dla ciebie źródłem satysfakcji i komfortu, nie był opłacalny? Anarres jest dowodem na to, że nie musimy sprzedawać własnych pasji.
Główny bohater “Wydziedziczonych” ma na imię Shevek. Imiona są swoją drogą ważnym punktem wielu prac Ursuli le Guin – w cyklu “Ziemiomorze” znajomość czyjegoś prawdziwego imienia daje osobie utalentowanej magicznie władzę nad daną osobą, a wszystko, co istnieje na świecie ma swoje stare, potężne imię w antycznym języku. Tutaj, w “Wydziedziczonych”, a raczej na planecie Anarres, imiona są przydzielane przez komputer, wybierane losowo z puli tak, by zapewnić, że w żadnym momencie nikt nie spotka osoby o tym samym imieniu – tak długo, jak żyjesz, twoje imię jest wyjątkowe i osobiste. Shevek zatem, choć nosi imię dość znane w liczącej 150 lat historii Anarresu, jest obecnie jedynym Shevekiem. Jest również, by wyrazić podziw dla autorki, doskonałym wyborem punktu widzenia. Oczami Sheveka oglądamy bowiem dwie planety – Anarres, anarchistyczne społeczeństwo którego Shevek jest członkiem, gdzie wszystko jest wspólne i każdy może liczyć na wsparcie reszty społeczności, oraz Urras, który, choć dla czytelnika bardzo bliski ze względu na niemal perfekcyjną kalkę naszych współczesnych systemów, to obcy i nieprzyjazny dla Sheveka. Ze względu na to, że Shevek został wychowany oraz całe życie spędził wśród innych Odonian – nazywanych również anarchistami ze względu na inspirację rzeczywistymi ruchami anarchistycznymi – nie różniący się niemal niczym od, powiedzmy, Polski czy Francji Urras, wydaje się zarówno Shevekowi, jak i czytelnikowi absurdalny, wrogi i opresyjny. Jest to interesujący zabieg mający na celu postawić czytelnika w roli zewnętrznego krytyka, mimo, iż w rzeczywistości należy do grupy krytykowanej. Oczami Sheveka doświadczamy więc brutalnej rzeczywistości nie Urrasu lecz naszej codzienności i, tak jak Shevek, bardzo szybko zaczynamy tęsknić za Anarresem.
Nie jestem w stanie stwierdzić w którym momencie powieści czytelnik przekracza ten próg, ale z pewnością podczas czytania następuje moment, gdzie tak bliski naszym wyobrażeniom sprawnego społeczeństwa Urras staje się obcy. Wszystko jest bowiem znajome, od początku do końca, mimo to czujemy się zagubieni i osaczeni ilekroć przychodzi nam zmierzyć się z tą codzienną dla nas rzeczywistością. Wszelkie emocje jakie przeżywa Shevek odbijają się na czytelniku. Z pewnością nie było to łatwe do osiągnięcia, ciężko jest bowiem na przestrzeni lat wpłynąć na sposób, w jaki człowiek postrzega świat. Osiągnięcie tego na przestrzeni jednej powieści graniczy w moim odczuciu z cudem. Fakt, że autorka jest w stanie choćby na chwilę przepisać tak głęboko zakorzenione w naszej podświadomości algorytmy ukazuje w moim odczuciu jak doskonałym wyborem oczu dla czytelnika był Shevek – zagorzały anarchista i Odonianin, który jednak zawsze czuł się w pewien sposób oddalony od społeczności Anarresu, nie na tyle, by odrzucić swoje przekonania, ale w stopniu idealnym, by pozwolić czytelnikowi na utożsamienie się z bohaterem.
Bardzo długo zastanawiałem się, czy powinienem zaczynać tę powieść. Uważam oczywiście, że fani fikcji politycznej oraz doskonałego science-fiction powinni przeczytać całość cyklu “Ekumena”, którego “Wydziedziczeni” są częścią. Z drugiej jednak strony wiedziałem, że jeśli nie podejdę do tego polecenia odpowiedzialnie to, ze względu na dość wrażliwe tematy poruszane przez Ursulę le Guin, mogę sprowokować niechcianą, i z pewnością nieprzyjemną, dyskusję na temat polityki. “Ekumena” jest z pewnością cyklem powieści eksplorujących tematy systemów politycznych, filozofii i metod sprawowania władzy (lub jej braku). Mimo wszystko uważam, że nie jest to w żaden sposób atak na czyjekolwiek przekonania, a zaledwie oferta spojrzenia na nie z perspektywy osoby pozbawionej stronniczości, kogoś z zewnątrz. Ciężko nam przyznać, że Anarres mógłby istnieć, a powodem tego jest fenomen opisany przez Marka Fishera. Nazwana przez niego realizmem kapitalistycznym dyktatura myśli kapitalistycznej w obecnej dyskusji na wszelkie tematy choć powierzchownie powiązane z filozofią czy ideologią nie tyle zabrania, co czyni niemożliwym, wyobrażenie sobie świata bez kapitalizmu.
W tym sensie obecny system jest normą, a jakiekolwiek odchylenie zaledwie błędem, który należy skorygować lub zignorować. Anarres, Shevek i całość “Wydziedziczonych” są szansą na spojrzenie na nasz świat nieograniczeni tym “realizmem”. Proszę więc byście nie dali się ograniczyć swoim przekonaniom i wyzbyci wszelkich uprzedzeń pozwolili, by Ursula le Guin pokazała wam w jak absurdalnym świecie żyjemy.
Recenzja: Miłosz Skupiński
Zdjęcia: Ursula K. Le Guin podczas sceny z filmu dokumentalnego Arwen Curry’s Worlds (Courtesy of Grasshopper Film)
Spodobała Ci się nasza recenzja książki Ursula le Guin – “Wydziedziczeni”? Zobacz nasze inne artykuły!
Przeczytaj również: „Pieśń lodu i ognia” – recenzja serii książek
Przeczytaj również: Neandertalczycy w XXI wieku, czyli recenzja powieści „Wyjście”
Przeczytaj również: Harda Horda – fantastyczne autorki w natarciu!
Przeczytaj również: Zapomnieliśmy o kobietach – ,,Brakująca połowa dziejów” Anny Kowalczyk
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej