Simona to dokument w reżyserii i wg scenariusza Natalii Korynckiej-Gruz, opowiadający o Simonie Kossak – biolożce, badaczce i obrończyni Puszczy Białowieskiej. Znajdziemy w nim dziką przyrodę, dziką rodzinę, dziki i mechanika co wprawił szyberdach w maluchu.
Klamrą spinającą obraz jest smutek i podziw dla bohaterki, żywiony przez spadkobierczynię jej majątku, wnuczkę siostry – Idę Matysek. Jest to ciekawy pomysł na perspektywę, która sprawia, że nie czujemy się wykluczeni z kręgu przyjaciół i znawców dorobku Simony. Podobnie jak Ida, w większości nie znaliśmy jej osobiście, a w najlepszym przypadku przeczytaliśmy Sagę Puszczy Białowieskiej. Jeśli cokolwiek słyszeliśmy przed seansem o znanej biolożce, prawdopodobnie żywimy te same uczucia (Profesor zmarła w 2007 roku).
Dużą część filmu zajmuje wywiad kuchenny z siostrzenicą, przybliżający wszystkie traumy i niegodziwości wyrządzone Simonie przez siostrę i matkę. Jednak nie jest to element, który mógłby przytłoczyć, bardziej oświetla i wyjaśnia wiele z osobowości i wyborów Kossakówny. Ukrycie się w lesie, wśród stworzeń bardziej ludzkich niż niejeden z naszego plemienia, obojętność na życie światowe, zrozumienie i pomoc słabszym. W zasadzie bardziej wypełniła rycerskie ideały niż wszyscy przodkowie po pędzlu razem wzięci.
Perłą zarówno narracji, jaki i estetyki są zdjęcia Lecha Wilczka, z jego niezapomnianymi modelami – locha na stole, ale nie jedzona, a łasząca się, kruk na głowie, rysica przy nosie itd…
Zwiastun Simony
Całe dzieło jest kolażem: archiwalne wywiady, zdjęcia z Dziedzinki (starej leśniczówki w Puszczy, w której mieszkała) i Kossakówki (domu rodowego w Krakowie), relacje rodziny i znajomych, autorskie filmy Simony (m.in. o życiu płciowym owadów, kręcone nie dla celów naukowych, ale artystycznych), przeszłość zestawiana z teraźniejszością, zwierzęta z ludźmi.
Puenta nie jest narzucana i leży w gestii odbiorcy. Przy oglądaniu można odetchnąć, odprężyć się, poczuć jak w lesie, gdzie nie ma przymusu. Miałem wypomnieć, że poza ciężkością spraw rodzinnych, brakuje widoku Simony od środka, odpowiedzi na pytanie jaka była poza rodziną i pracą. Ale może właśnie o to chodzi, żeby spróbować objąć wielkie drzewo, nieskutecznie, popatrzeć na korę i zadumać się nad tym co kryje się wewnątrz. Film podobnie jak najbogatsze siedlisko lądowe nie odkrywa nam wszystkich tajemnic od razu. Zostawia wiele pytań. Myślę, że to dobrze, zachęca do sięgnięcia po publikacje stworzone o i przez bohaterkę.
Ciekawostką w filmie jest ścieżka dźwiękowa, w której dużo melancholijnie-nieokreślonych motywów, które nawiązują do kinematografii PRL-u, dziś już niestosowanych. Wrażenie jest takie jakby Lem z Munchem postanowili pobawić się w Bacha. Oprócz tego są też przyjemne motywy.
Co do braków: chciałoby się więcej Lecha Wilczka (współlokatora, później partnera Simony), zarówno zdjęć, jak i wypowiedzi; szerszego słowa o dorobku naukowym, spojrzenia na żywą spuściznę – środowisko aktywistów leśnych; w końcu wywiadu z żubrem, choć zamiast niego jest z mechanikiem, co prawie rekompensuje sprawę, ale jednak pewien niedosyt pozostaje.
Film miał premierę 30 września b.r.
Recenzja: Wojciech Armata
Zdjęcia: againstgravity
POCZYTAJ O RODZINIE KOSSAKÓW!
- Simona Kossak – zaklinaczka zwierząt i miłośniczka przyrody
- Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i wojna ludzko zwierzęca w jej twórczości
Spodobała Ci się nasza recenzja Simony? Zobacz nasze inne artykuły, również po angielsku i ukraińsku!
Przeczytaj również: Dorota Masłowska: wojna polsko-ruska, czyli między nami dobrze jest…
Przeczytaj również: Lombard – Sprzedamy prawie wszystko – recenzja filmu
Przeczytaj również: Wednesday – recenzja serialu!
Przeczytaj również: All Cats Are Gray In The Dark – Kocie Oczy Samotności
Przeczytaj również: Systemy magii w fantastyce
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej