„Poławiaczki pereł- Pierwsze Polki na krańcach świata”, to zbiór czterech podobnie uschematyzowanych esejów biograficznych o nieco już zapomnianych Polkach, które w swoich czasach były podróżniczkami nietypowymi, wyprzedzającymi historię, odważnymi i takimi, które zdecydowanie częściej wybierały nieutarte szlaki i miejsca poza mapą — indiańskie wioski, tybetańskie wyżyny, wysokogórskie szczyty czy syberyjskie bezdroża. Bohaterkami są Michalina Isaakowa, Jadwiga Toeplitz-Mrozowska, Ewa Dzieduszycka i Maria Czaplicka. Ich wspólnym mianownikiem są podróże i życie na przełomie XIX i XX wieku, różni za to wszystko inne – pochodzenie, uprawiane zawody, motywacje.
O Autorce
Ula Ryciak to polska pisarka i scenarzystka. Ukończyła studia na Wydziale Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie, Centrum Studiów Latynoamerykańskich oraz Wydział Scenariuszowy w Warszawskiej Szkole Filmowej. Studiowała także hunę u mistrzów hawajskich oraz tantrę w Indiach. Opublikowała kilkadziesiąt artykułów ze swoich podróży po świecie (m.in. w „Gazecie Wyborczej”). W 2004 roku opublikowała Clitoris erectus – dziennik podróży po Ameryce Łacińskiej, w 2006 powieść Taniec ptaka, w 2015 biografię Agnieszki Osieckiej Potargana w miłości, w 2018 biografię Nela i Artur. Koncert intymny Rubinsteinów zdobyła w 2019 Nagrodę Literacką dla Autorki „Gryfia”, w 2020 książkę Poławiaczki pereł. Pierwsze Polki na krańcach świata, a w 2021 biografię Kaliny Jędrusik Niemoralna Kalina.
O czym jest książka?
Ula Ryciak w malowniczym, pełnym emocji i poezji stylu przedstawiła losy czterech niezwykłych Polek. Dawno nie czytałam książki, która oddziaływałaby z taką siłą. Książka Ryciak jest fascynująca na kilku poziomach. To specyficzna mieszanka eseju, biografii i reportażu napisana z wielką empatią, szacunkiem i podziwem dla omawianych bohaterek. Krótkie zdania, szybka narracja, malownicze opisy i obrazowe porównania sprawiają, że “Poławiaczek…” się nie czyta, tylko pochłania. Autorka wykonała tytaniczną pracę docierając do wielu szczegółów, faktów i anegdot z życia zapomnianych przez historię kobiet i skompresowała je do formy krótkich i niezwykle przystępnych opowieści.
Ryciak w “Poławiaczkach…” bierze na tapetę Michalinę Issakową, łowczynię motyli, która samotnie przemierzała lasy Amazonii i dwa lata spędziła wśród tamtejszych Indian; Jadwigę Teoplitz-Mrozowską, słynną aktorkę, która odkrywa w sobie zew natury i wytyczyła nowe szlaki podróżnicze na Bliskim Wschodzie i w Tybecie; Ewę Dzieduszycką, zapaloną taterniczkę o nieposkromionej ciekawości przemierzającej Azję i Europę; Marię Czaplicką, która wbrew konwenansom starała się o tytuł antropologa i w odległej Syberii badała zwyczaje szamanów. Te cztery niezwykłe kobiety żyły w ciężkich dla nich czasach, nie tylko ze względu na światowe konflikty, ale i systemową dyskryminację ze strony mężczyzn. Wbrew wszystkiemu: konwenansom, zakazom i szyderczym uśmieszkom, potrafiły jednak zawalczyć o siebie i o swoje marzenia, by pokazać zmanierowanemu społeczeństwu, że kobiety są odważne, zaradne, pomysłowe i zdeterminowane do osiągania celu.
Książka Uli Ryciak fascynuje i formą i treścią, ale też, przynajmniej we mnie, wzbudza pewną gorzką refleksję. Polska ma wspaniałe tradycje naukowe, wielu pionierów i wynalazców, którzy znacząco przyczynili się do rozwoju świata, ale wiedzę o nich ma tylko garstka pasjonatów pokroju Ryciak. Żałuję, że na lekcjach historii uczymy się wyłącznie o krwawych konfliktach i politycznym bagnie, podczas gdy moglibyśmy poznawać tak kapitalne postacie jak poławiaczki pereł, które budzą podziw, autentycznie inspirują i sprawiają, że z naszego kraju można być dumnym. Ula Ryciak, chociaż posługuje się formą reportażu historycznego, o swoich bohaterkach pisze niezwykle współcześnie. Ukazuje je w niemal filmowy sposób, angażując w te opowieści wszystkie nasze zmysły. Możemy poczuć żar tropikalnego lasu, usłyszeć dźwięki cykad, czy niemal dotknąć delikatnych skrzydeł egzotycznych, kolorowych motyli. Autorka często zostawia przestrzeń swoim postaciom, stosuje niedopowiedzenia, a czasami nieco symboliczny, lekko magiczny sposób obrazowania.
Te wszystkie zabiegi wprowadzają nas w świat przedwojennych bohaterek – intensywny, niezapomniany, świat, którego już nie ma.
Bohaterki Poławiaczek pereł
Ula Ryciak podkreśliła, że należy pamiętać, że bohaterki jej książki żyły w zupełnie innych czasach i musiały wykazać się nie lada odwagą, wręcz brawurą, w pokonywaniu ograniczeń epoki. One w ogóle nie przynależą do takiej kasty romantyczek, które błądzą po labiryncie i nie wiedzą, gdzie są. One są szalenie zdeterminowane. Dokładnie wiedzą, gdzie chcą dotrzeć. Są w tym bardzo silne, pełne werwy i odwagi. To, co jeszcze łączy bohaterki książki Ryciak, to potrzeba zwracania uwagi na sytuację kobiet, w miejscach które odwiedzały. Ogromna wrażliwość na ich los. Do tego wszystkie te panie, które podróżowały, miały poczucie misji, by opowiedzieć o swoich doświadczeniach innym kobietom – prowadziły zapiski. Dzięki temu dziś możemy odtworzyć ich losy. Autorka książki nazwała je “Poławiaczkami pereł”, bo każda z nich podczas wyprawy poszukuje swojej perły. Perła symbolizuje pewien tajemniczy stan ducha, stan spełnienia. Każda z nich gdzie indziej tej perły szuka.
Ryciak na bohaterki swojej książki wybrała kobiety żyjące sto lat temu także po to, by zestawić dwa światy. Ich świat – dziewiczy i nieodkryty – z naszym współczesnym, w którym udało się już przebadać dna oceanów i stanąć na Księżycu. W książce “Poławiaczki pereł. Pierwsze Polki na krańcach świata” znajdziemy historie kobiet urodzonych w latach 80. XIX wieku, które – z różnych powodów – odczuwały imperatyw, żeby ruszyć w świat i miały odwagę, by – łamiąc obowiązujące konwenanse – tę potrzebę zrealizować. Michalina Isaakowa, kontynuując prace entomologiczne zmarłego męża, wyruszyła w podróż po Ameryce Południowej. Do kraju przywiozła zbiór liczący 15 tys. owadów. Maria Czaplicka wyjechała na Syberię, aby badać tamtejsze ludy. Po powrocie, jako jedyna kobieta, wykładała na Uniwersytecie Oksfordzkim. Z kolei aktorka Jadwiga Toeplitz-Mrozowska jako pierwsza Polka samotnie dotarła do Tybetu.
Michalina Issakowa
Pierwszą bohaterką jest Michalina Issakowa. Jej wielkim marzeniem była wyprawa do dżungli. Chciała dotrzeć do nieznanych gatunków motyli, skatalogować je, a potem zaprezentować światu, wnosząc swój wkład do badań nad życiem owadów. Przed wyjazdem czytała książki przyrodnicze o Amazonii, gromadziła garderobę w kolorze zielonym, przydatną w maskowaniu się przed zwierzyną. Prawdziwego życia w dżungli, oswajania jej niedogodności i unikania niebezpieczeństw uczyła się w praktyce. Z każdym dniem dowiadując się czegoś nowego o trujących roślinach, zwyczajach węży czy innych zwierząt. Owdowiała po czterdziestce. Jej mąż fascynował się życiem owadów, a ona dzieliła z nim tę pasję. Razem zbierali, preparowali i opisywali okazy przywożone z krótszych i dłuższych podróży. Nie były to jednak wyprawy zbyt odległe. Wielkim marzeniem obojga była Brazylia z niezbadanym w tamtym czasie bogactwem motyli, chrząszczy i innych egzotycznych owadów. Michalina Isaakowa po śmierci męża postanowiła to marzenie zrealizować. Kilka lat zajęło jej zebranie potrzebnych do wyjazdu środków, skompletowanie odpowiedniej garderoby i sprzętu, a przede wszystkim nawiązanie kontaktów z Polakami zamieszkałymi w odległej Brazylii. Nawet kupno biletu na statek nie było proste. Z jej relacji wynika, że już sama podróż statkiem z biletem trzeciej klasy nie była łatwa. Kilkanaście dni na wodzie czy bijatyki kobiet z dziećmi o dobre miejsce w kajucie nie były miłymi doświadczeniami dla samotnie podróżującej kobiety.
Isaakowa była bacznym obserwatorem i szybko się uczyła, także potrzebnego jej na miejscu języka portugalskiego. Przemierzając brazylijską puszczę, uczyła się na własnej skórze, jak piękna, różnorodna i niebezpieczna może być tamtejsza przyroda. Podczas podróży napotykała wiele niebezpieczeństw, takich jak spotkanie z grzechotnikiem, napady grup przestępczych, choroby spowodowane klimatem czy dotknięciem nieznanego jej drzewa o trujących kolcach. Po powrocie do Polski pisała o niej większość gazet. Dostawała dużo propozycji wykładów, na których mogła dzielić się swoimi wrażeniami, wiadomościami, a przede wszystkim pokazywać bogaty zbiór przywiezionych owadów. Większość z nich była wtedy zupełnie nieznana w Polsce. Na zdjęciach widać ładną kobietę w starannym makijażu, w otoczeniu motyli. Michalina Isaakowa do Polski wróciła z niebagatelnym bagażem zawierającym 15 tysięcy egzemplarzy owadów, a wśród nich niespotykane okazy motyli, chrząszczy czy modliszek. Kolekcję Michaliny można było podziwiać podczas licznych wykładów i wystaw, w czasie których opowiadała o swych samotnych i niezwykłych podróżach po Ameryce Południowej. W swojej pasji entomologa nie zatrzymała się tylko na tej jednej podróży. Kilka lat później wyruszyła do Peru.
Dzień przed wybuchem II wojny światowej jej daleka rodzina na Śląsku otrzymała wiadomość o zaginięciu badaczki. Po wojnie okazało się, że najprawdopodobniej utonęła w jednym z wodospadów Ukajali. Jej ciało nigdy nie zostało odnalezione.
Jadwiga Toeplitz –Mrozowska
Urodzona w 1880 roku Jadwiga Mrozowska zawsze wiedziała, kim chce być w przyszłości ― aktorką. Początkowo studiowała w Instytucie Muzycznym w Warszawie, ale już po roku przeprowadziła się do Lwowa, dostrzeżona przez dyrektora tamtejszego Teatru Miejskiego. Zadebiutowała jako dwudziestolatka bez doświadczenia i wykształcenia aktorskiego, ale z dużą pewnością siebie, urokiem osobistym i pasją. Pracowitością szybko nadrabiała braki warsztatowe i choć nigdy nie została wielką gwiazdą sceny, zyskała niemałą popularność. Po dwóch sezonach w teatrze lwowskim przeniosła się do Krakowa, a stamtąd ― po kilku latach ― do Warszawy, gdzie występowała na deskach kilku teatrów, między innymi w Warszawskich Teatrach Rządowych. W 1907 roku Jadwiga Mrozowska wyjechała do Włoch. Decyzja ta miała zmienić jej całe życie, jednak nie tak, jak to sobie wyobrażała, planując karierę artystyczną. Aktorka pobierała lekcje śpiewu, by spróbować swoich sił w operze. Podczas pobytu w Mediolanie poznała Józefa Toeplitza, polskiego Żyda ― dyrektora banku Banca Commerciale Italiana. Para wzięła ślub w 1918 roku, a Jadwiga Toeplitz-Mrozowska szybko zaczęła udzielać się w życiu towarzyskim włoskiej elity, prowadząc między innymi salon artystyczny.
Równocześnie coraz bardziej interesowała się wyprawami do Azji, na które ― jako żona zamożnego finansisty ― mogła sobie pozwolić. Od 1919 roku dużo podróżowała. Zwiedziła między innymi Indie, Cejlon, Birmę, Persję i Tybet, pogłębiając przy tym swoją wiedzę na temat etnografii czy religioznawstwa. Jej najważniejsza i najbardziej znana podróż to włoska ekspedycja do Azji Środkowej w 1929 roku. Włoskie Królewskie Towarzystwo Geograficzne (Reale Società Geografica Italiana), do którego należała Toeplitz-Mrozowska, powierzyło jej zorganizowanie wyprawy do Pamiru, na górskie tereny leżące na pograniczu dzisiejszego Tadżykistanu, Kirgistanu, Afganistanu i Chin. Celem misji było zbadanie mało znanych obszarów Pamiru, przede wszystkim okolic jeziora Zorkul. Planowaną podróż komplikowała sytuacja polityczna związana z przynależnością tego regionu do ZSRR. Kierowniczce wyprawy udało się jednak uzyskać wymagane zgody, a także zapewnić finansowanie ekspedycji. Trudne warunki podróżowania odbiły się na zdrowiu czterdziestodziewięcioletniej Toeplitz-Mrozowskiej. W swojej autobiografii Słoneczne życie autorka wspomina, że tuż po powrocie ważyła zaledwie 40 kilogramów. Szybko jednak wróciła do zdrowia i już w 1930 roku wydała w Rzymie relację z podróży, przetłumaczoną wkrótce również na język polski i opublikowaną we Lwowie pod tytułem Moja wyprawa na Pamiry w roku 1929. Zapraszano ją na konferencje i odczyty dotyczące jej licznych podróży, a pisarka przygotowywała kolejne artykuły i książki na ten temat. Wyprawa do Pamiru okazała się ogromnym sukcesem. Jej uczestnicy, kierowani przez Jadwigę Toeplitz-Mrozowską, wypełnili powierzoną im misję: stworzyli dokładniejszą mapę zbadanego obszaru, wytyczyli nowe szlaki, poznali i opisali miejsca niedostępne dotychczas dla europejskich eksploratorów. Włoskie Towarzystwo Geograficzne uhonorowało podróżniczkę złotą odznaką (po raz pierwszy przyznaną kobiecie!), a nowo odkrytą przełęcz nazwano imieniem i nazwiskiem kierowniczki ekspedycji (wł. Passo Edviga Toeplitz-Mrozowska). W 1947 roku Jadwiga Toeplitz-Mrozowska przekazała Muzeum Narodowemu w Warszawie część dzieł sztuki przywiezionych ze swoich podróży. Zmarła w 1966 roku w Varese pod Mediolanem.
Ewa Dzieduszycka
Ewa Dzieduszycka żyła w latach 1879-1963. Była globtroterką, miłośniczką gór, pisarką. Dzieduszycka miała trójkę dzieci, nie przeszkodziło jej to jednak w dalekich wyprawach. Jako jedna z pierwszych kobiet w Polsce jeździła na rowerze i nartach, jako pierwsza Polka opisała podróż do Indii. Ewa rodzi się w 1879 roku i nigdy nie poznaje matki. Emilia z Głogowskich zaraz po wydaniu na świat córki, choruje na gruźlicę i wyjeżdża na leczenie do Tyrolu. Cztery lata później umiera. Ojciec dziewczynki, Władysław Koziebrodzki, poseł we Lwowie, członek Rady Państwa w Wiedniu, prezes Towarzystwa Tatrzańskiego, pisze dramaty i chodzi po górach z Sienkiewiczem i Asnykiem. Na córki, Ewę i rok starszą Andzię nie starcza mu czasu. Umiera, gdy starsza dziewczynka ma 14 lat. Wychowaniem pannic zajmuje się Aniela Kielanowska, bogata i bezdzietna siostra ich babci. To ona zapewnia im solidne wykształcenie i dostęp do prywatnych nauczycieli. Mieszkają w domu w Kozłowie. Czas nastoletni spędza jednak bardzo aktywnie. W przeciwieństwie do swoich rówieśniczek nie może narzekać na nudę i monotonię. Babcia nieustannie zabiera ją do innych krajów, “na salony”.
Po ślubie siostry Ewa z cioteczną babcią i kuzynką Zosią Rozwadowską wyrusza w podróż nad morze. Panie najpierw “zwiedzają dokładnie wszystkie muzea” w Monachium, a młoda panienka żałuje, że przy okazji wizyty w mieście “nie wolno im było skosztować słynnego bawarskiego piwa, ponieważ dobrze wychowane panienki piwa nie piją, pozostawiając ten nektar grubym piwoszom”. Kolejnym punktem wycieczki jest Frankfurt, a następnie Koblencja. Potem statkiem po Renie aż do Kolonii.
W końcu podróżniczki docierają do eleganckiego kurortu niedaleko Ostendy – Blankenberge. Miejsce staje się dla Ewy polem do wnikliwych obserwacji. Od wczesnych lat zwraca uwagę na nierówność płci i absurdalne zasady, dzielące ludzi. Zainteresowanie kwestią równouprawnienia kobiet i wyczynami sufrażystek będzie jej towarzyszyć przez kolejne lata w odległych podróżach, a z czasem znajdzie odbicie w pisanych z pasją relacjach z wypraw. Do 21. urodzin Ewa odwiedza Berlin, Drezno, Kolonię, Brukselę, Wenecję. Podziwia zbocza Alp, odpoczywa w Sopocie. Ewa ma 21 lat. Wraz z cioteczną babcią Anielą i przyjaciółką Lelą Rozwadowską przyjeżdża do Lwowa. “W bywaniu na fajfach nie chodzi o ekscesy przy piciu herbaty (…) Liczy się potencjał towarzyski, a zwłaszcza matrymonialny” – pisze Ryciak. Cel jest zatem prosty: znaleźć męża. Wokół młodej pannicy oczywiście już wcześniej kręcili się atrakcyjni adoratorzy. Jednak samo adorowanie, bez obietnic, nie satysfakcjonuje babki Anieli. Chroni wnuczkę przed “poetą urody niekoniecznej”, malarzem Teodorem Axentowiczem (z którym Ewa pali pierwszego w życiu papierosa, gdy babcia traci czujność) czy Henrykiem Sienkiewiczem, który Ewę “wprawia w lekkie drżenie”. W końcu pojawia się Władysław Dzieduszycki – starszy od Ewy o trzy lata, miłośnik koni arabskich, syn znanego dyplomaty. Babka Aniela robi, co może i podsyca ogień. Jej starania kończą się szybkimi zaręczynami i hucznym ślubem. Gdy jednak zabawa cichnie, pojawia się “wiejskie życie z widmem wiszącej nad nim monotonii”. Ewa ucieka w książki. Od ślubu w 1900 do 1939 roku rodzina mieszka w rodzinnym majątku Dzieduszyckich, Jezupolu koło Stanisławowa. Po roku Ewa rodzi pierwsze dziecko, Juliusza, a następnie córeczkę Marię Anielę. “Razem z dziećmi rodzą się pierwsze tęsknoty, by poszerzyć horyzont, rozsunąć chmurę powtarzających się codziennie czynności i okazjonalnych wizyt, jakoś ubarwić sobie dni choćby krótką podróżą” – czytamy w “Poławiaczkach pereł”.
Tak w życiu hrabiny pojawia się rower, jeden z atrybutów emancypacji, który wzbudza popłoch i rozpala lokalne plotki. Ewa raczej nie podejrzewa, że wraz z nabyciem niepozornej damki staje się pierwszą cyklistką na przedgórzu Karpat i rozpocznie “dwukołową rewolucję na podkarpackiej wsi”. Wycieczki rowerowe po okolicy to jednak za mało. Okazją do poszerzenia horyzontu staje się wyjazd z kilkumiesięcznym synkiem do Rabki. Ewa entuzjastycznie reaguje na propozycję wędrówki po Karpatach. Ewa idzie z przyjaciółką Emcią Haczewską. Trochę na oślep, nie zważając na obcierające trzewiki i przeszkadzającą suknię. To jej chrzest taterniczki. Trudy tej ryzykownej wyprawy nad Morskie Oko, zamiast ją zniechęcić, jeszcze bardziej pobudzają miłość do gór. Głód podróży sprawia, że hrabina nigdy nie odmawia kolejnego wyjazdu – chętnie jeździ z teściami do Paryża czy Londynu, zostawiając dzieci pod opieką zaufanej niani. Gdy wraca do domu, namiętnie przegląda bedekery (popularne wtedy przewodniki turystyczne). Jej mąż i tak nieustannie gdzieś wyjeżdża w poszukiwaniu koni dla wojska, więc ona również nie zamierza “siedzieć w domu”. Wyrusza na kurację do kurortu w Marienbadzie, jednak taplanie się w leczniczych mazidłach i powolne leśne spacery, szybko ją nudzą. Jedzie do Pragi. Fascynują ją wielkie miasta. Jej obowiązkiem jest również uczestnictwo w wydarzeniach kulturalno-rozrywkowych. Pokazuje się w najwspanialszych teatrach Europy i na proszonych obiadach. Coś jednak zawsze ciągnie ją w Karpaty. Swoich wypraw nie nazwa “ryzykiem”, a “eksperymentem”. Lubi nowości. Lubi być tam, gdzie nikogo i niczego nie zna. Nie ustaje również w poszukiwaniach. Jak wtedy, gdy w magazynie widzi kolejny “wynalazek” – narty. Kupuje dwie zadarte deski, przybija do nich wielkie buty, w które wsuwa stopy w walonkach. Przewiązuje to dwoma paskami i już. O ile sam zjazd okazał się możliwy, to kobietę szybko dopadają ograniczenia samodzielnie zmontowanych nart – nie mogła w nich skręcać. Dlatego kupuje sprzęt i pod okiem Mariusza Zaruskiego, grotołaza, uczy się jeździć. Stanie się to jej kolejną pasją. Po górskich szaleństwach, Ewa zmienia otoczenie i przenosi się na wyspy Adriatyku. Później odbywa bodaj największą ze swoich wypraw. Jedzie do Indii. Oszałamia ją świat azjatyckich kolorów i zapachów. I jako pierwsza Polka opisuje los tamtejszych kobiet – wspomina o haremach, niewolnictwie i paleniu wdów na stosach.
Z perspektywy czasu, oczywiście relacje Ewy mają wydźwięk szalenie europocentryczny, bywa, że oceniający, jest w nich jednak duży pierwiastek czułości dla innych kultur. Bez wątpienia jest uważną i rzetelną obserwatorką. Azja zadziwia ją swoją odmiennością, czemu daje wyraz w emocjonalnych zapiskach. Kolejnym punktem wyprawy, po Bombaju i Kalkucie, są Himalaje. “Wyruszają pod przewodnictwem Tybetańczyków o trzeciej nad ranem (…)”. Mimo mroku Ewa nie zadaje sobie pytań, co robi na tym nieznanym krańcu Ziemi, jeszcze niewydeptanych ścieżkach, nie czuje strachu, może jeszcze nie dowierza, że stoi u podnóża najbardziej tajemniczych i groźnych gór świata. Dzieduszycka jest onieśmielona Himalajami. Nie dowierza, że kiedykolwiek uda się człowiekowi przedrzeć przez ten mało przyjazny teren, uważa, że nie ma sposobu, by zdobyć szczyt. Poza zachwytem przywozi zapiski o trudnej sytuacji Tybetanek. Podczas każdej swojej podróży pochyla się nad losem kobiet. W 1912 roku we Lwowie ukazuje się jej książka Indie i Himalaje. Wrażenia z podróży. Jej pasja reporterska rozbudza się jeszcze bardziej. Po powrocie nie może długo usiedzieć w domu. Ledwo rozpakowuje bagaże po azjatyckich wyprawach, a już pakuje się ponownie. Kierunek: Wiedeń i Bukareszt. Później Hagia Sophia, która “odbiera jej mowę”. I wyspy Morza Egejskiego. W końcu dociera do Jerozolimy i Betlejem, bo “marzy od dzieciństwa, by zobaczyć scenerię znanych z Biblii opowieści”. Z tej wyprawy również napisze książkę – Z wędrówek po Ziemi Świętej. Potem Egipt, Grecja, Półwysep Bałkański. Apetyt nie maleje z wiekiem. Podczas każdej wyprawy nie odmawia sobie jednej z największych przyjemności: kąpieli. Wskakuje do jezior, stawów, mórz, nawet jeżeli musi nadrobić drogi, narazić się na kolejne wyzwania. W 1914 roku rodzi trzecie dziecko, Wojtka. To okres, gdy więcej czasu spędza z rodziną, nie rezygnuje jednak z krótszych wypraw, nieraz zabiera dzieci. Zaczyna się wojna, więc Dzieduszyccy wyjeżdżają z Jezupolu. Zimę spędzają pod Wiedniem. Latem przenoszą się nad jezioro Lunzer. Ewa stara się żyć normalnie. Organizuje dzieciom wycieczki rowerowe i kąpiele w jeziorze. Nie planuje kolejnych podróży. Gdy w końcu wracają do domu, pod Stanisławów, dom jest w stanie rozsypki. Jest rok 1918. Rodzina remontuje i porządkuje folwark, jednak zaraz ponownie wyjeżdża. Tym razem do Zakopanego, by “chociaż widzieć góry”.
Ewa i Władysław w końcu, po tej tułaczce, wracają w swoje strony, jednak na miejscu domu są jedynie ruiny. Podróżniczka próbuje żyć tak, jak lubi: “Kąpie się o poranku w rzece, chodzi na ryby, od czasu do czasu zbiera ślimaki. Robi wycieczki po okolicy, oddycha dawnym powietrzem, pędzi na rowerze. Trzyma formę. Na narty jeździ do Mikuliczyna albo do Worochty. Wędruje regularnie po Karpatach, które coraz gęściej się zaludniają”. Lokalny leśniczy zgadza się, by w lesie, nad potokiem wybudowała niewielką chatkę. Kobieta spędza tam całe popołudnia, gdy pogoda na to pozwala, zostaje na noc. Z czasem miejsce wzbudza zainteresowanie znajomych, w końcu turystów. Wędrówki po okolicy zastępują Ewie dalekie, egzotyczne podróże. Ostatni raz wyjedzie w międzywojniu – z córką odwiedzi Włochy. Nadchodzi gorący sierpień 1939 roku. I wrzesień. Na Lwów spadają bomby. Mąż Ewy zostaje aresztowany. Więcej się nie zobaczą – rozstrzelają go w więzieniu. W 1940 roku żołnierze nakazują Dzieduszyckiej opuścić miasto. Udaje sparaliżowaną. Zostawiają ją, jednak zabierają jej dorosłą córkę Nelę.
Ewa ucieka do Krakowa, a potem na wieś na Lubelszczyźnie. W końcu zostaje wywieziona do obozu Gross-Rosen. Jej syn, Tunio, trafia z żoną do obozów koncentracyjnych, a córka Aniela na zesłanie do Kazachstanu. Później Ewa nie chce pamiętać tego, czego już nie ma. Przenosi się do Wrocławia. Pisze dla lokalnej prasy, tłumaczy, stawia tarota. Zwiedza okolicę, nadal pływa. W 1961 roku podczas kontuzji biodra, rodzina prosi, by spisała swoje wspomnienia. Zgadza się ten ostatni raz wrócić do przeszłości. Ewa Dzieduszycka zmarła w 1963 roku. Jej wnuczka i prawnuczka, Małgorzata Dzieduszycka-Ziemilska i Dominika Dzieduszycka-Sigsworth, opracowały pozostawiony rękopis, a także uzupełniły go o materiały pochodzące z rodzinnych i muzealnych archiwów. Książka Podróżniczka wydana została w 2018 roku.
Maria Czaplicka
Maria Czaplicka przychodzi na świat w 1886 w Warszawie. Gdy wkracza w dorosłość i chce się uczyć, w swoim rodzinnym mieście nie ma zbyt dużego wyboru. Uniwersytet Warszawski zacznie przyjmować kobiety dopiero w 1915. Co pozostaje zdolnej dziewczynie? Kursy prowadzone na konspiracyjnym Uniwersytecie Latającym. Tajne wykłady prowadzą w prywatnych mieszkaniach wybitni polscy uczeni. Zajęcia nie zastępują uczelni wyższej, ale często stają się furtką do studiów zagranicznych. W końcu do absolwentek “latających” kursów należy Maria Skłodowska-Curie! Czaplicka pochodzi jednak z niezamożnej rodziny i nie może sobie pozwolić na wyjazd. Uczy na pensji i dorabia jako korepetytorka, a pasje naukowe rozwija poza pracą – w warszawskich towarzystwach naukowych. Coraz bardziej interesuje się geografią, etnologią i antropologią.
Jej życie zmienia się nieodwracalnie w 1910. Dostaje stypendium Kasy Pomocy im. Józefa Mianowskiego. To precedens, wcześniej nie przyznawano funduszy na zagraniczne studia. Maria z 900 rublami w kieszeni rusza do Londynu. W brytyjskiej stolicy Czaplicka zapisuje się na studia antropologiczne w London School of Economics and Political Science (części University of London). Na zajęciach spotyka Bronisława Malinowskiego, który już za kilka lat wyruszy na wyprawę badawczą do Nowej Gwinei. Po roku studentka przenosi się na kurs antropologii w Oksfordzie. Tam nadarza się okazja, by zabłysnąć w angielskim świecie naukowym. Brytyjczycy chcą poznać wyniki polskich i rosyjskich badań nad ludami syberyjskimi. Polka zna oba języki, dlatego dostaje ważne zadanie: opracowanie książki na ten temat. W Czaplickiej budzi się zainteresowanie dalekimi zakątkami Syberii. Postanawia zorganizować ekspedycję naukową w tamte tereny. Cel: zbadanie i opisanie ludu Ewenków (wówczas nazywanych Tunguzami), ledwo znanego w Europie. Gromadzi fundusze, pozyskuje wsparcie instytucji naukowych, kompletuje zespół.
W maju 1914 członkowie wyprawy są gotowi do drogi. W Moskwie wsiadają do Kolei Transsyberyjskiej. W Krasnojarsku przenoszą się na angielski parowiec, którym płyną do ujścia Jeniseju. Tam zaczynają pracę. Kierowniczka ekspedycji uczy się lokalnych języków, sporządza słownik, notuje miejscowe legendy. Ornitolożka Maud Haviland obserwuje lokalne ptaki. Artystka Dora Curtis sporządza rysunki i fotografuje. Amerykański antropolog Henry Hall gromadzi eksponaty dla University of Pennsylvania Museum i pomaga Czaplickiej w pomiarach antropometrycznych. Szyki psuje podróżnikom wybuch I wojny światowej. Angielki postanawiają wrócić do ojczyzny. Czaplicka i Hall nie rezygnują ze swoich badawczych planów. Zaczynają przygotowania do najtrudniejszego etapu – zimowej przeprawy przez syberyjską tundrę. Czekają na nich mrozy (nawet minus 60 stopni), groźne zawieje śnieżne, wyczerpująca fizycznie podróż zaprzęgiem reniferów. Nie jest łatwo, ale Polka i Amerykanin pokonują wszystkie przeszkody. Docierają na terytorium zamieszkane przez Ewenków i kontynuują badania. Do Londynu wracają we wrześniu 1915 – przez Skandynawię, bo muszą omijać front. Syberyjska wyprawa to gotowy materiał na książkę. Wie to także Czaplicka. W 1916 roku w księgarniach pojawia się My Siberian Year (Mój rok na Syberii wyd. polskie 2013) kolejny tom popularnej serii podróżniczej. Nie brakuje tam anegdot, egzotycznych ciekawostek i historii mrożących krew w żyłach. Żadna fikcja, prawdziwe doświadczenia wytrwałej Polki. To nie koniec sukcesów. W międzyczasie Czaplicka dostaje propozycję posady – i to nie byle jakiej, bo w Oksfordzie! Jest nie tylko pierwszą antropolożką wykładającą na tamtejszej uczelni, lecz także… jedyną wykładającą tam kobietą. Szczęście trwa jednak krótko. Maria pracuje w zastępstwie profesora powołanego do wojska – pamiętajmy, że cały czas trwa wojna. Gdy w 1919 mężczyzna wraca do pracy, polska naukowczyni musi zrezygnować. Czaplicka zostaje na lodzie. Jest cenioną specjalistką – wygłasza wykłady, pisze artykuły, opracowuje materiały z syberyjskiej ekspedycji, otrzymuje stypendia – ale nie może znaleźć równie dobrej i prestiżowej posady na stałe. Próbuje więc swoich sił w Stanach Zjednoczonych. Występuje z odczytami na kilku amerykańskich uniwersytetach i w muzeach. Nie otrzymuje jednak żadnych ciekawych propozycji i po kilku miesiącach wraca do Europy. Zaczyna wykładać antropologię na uniwersytecie w Bristolu. Nie jest to Oksford, ale co zrobić? Marzą się jej kolejne wyprawy. Najważniejsze to zdobyć finansowanie. Tonie jeszcze w długach po syberyjskiej ekspedycji. Ubiega się o stypendium podróżnicze dla młodych badaczy. Bardzo jej zależy! Przepisy konkursowe mówią, że musi być obywatelką brytyjską. W tym celu składa niezbędne dokumenty i czeka na urzędową decyzję. Jury stypendialne daje jej do zrozumienia, że poczeka z wyborem zwycięzcy. Niestety, nie czeka. Nadchodzi wiadomość, że ktoś inny dostał grant. Czaplicka jest załamana. Kończy się jej kontrakt w Bristolu, co ma teraz zrobić? Dzień później zażywa trujący chlorek rtęci. W testamencie prosi, by pochowano ją w Oksfordzie.
Poławiaczki pereł –Podsumowanie
Ta książka zaskakuje, a coraz rzadziej jakiejkolwiek udaje się mnie zaskoczyć. Uwodzi językiem, zachwyca tematyką i tym, że czytelnik jest tak blisko bohaterek, jak tylko być może – czasem ociera pot z czoła w amazońskiej dżungli, czasem drży z zimna w syberyjskich wioskach, by innym razem zachwycić się arktyczną wyspą. Dobór bohaterek jest znamienny i trafny – ich życiorysy zgrabnie pokazują, że kobieta to twór niezniszczalny, choćby w ekstremalnych warunkach. Pomaga też bogata bibliografia, dobrze dobrane fotografie i urocza okładka.
Recenzja i zdjęcia: Karolina Zielińska
Spodobała Ci się nasza recenzja serialu “To wiem na pewno”? Zobacz nasze inne artykuły!
Przeczytaj również: Matthew McConaughey „Zielone światła” – recenzja książki
Przeczytaj również: Neandertalczycy w XXI wieku, czyli recenzja powieści „Wyjście”
Przeczytaj również: Harda Horda – fantastyczne autorki w natarciu!
Przeczytaj również: Dystopie ostrzegają nas przed przyszłością?
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej