On – dziennikarz, konferansjer, autor tekstów (wierszy, piosenek, felietonów…) i artysta kabaretowy. Człowiek-orkiestra, którego anegdot można słuchać bez końca. One – wzruszająco-rozbawiające, śpiewające, ukochane przez Polskę wzdłuż i wszerz. A wszystko to zamknięte w dwóch godzinach wyjątkowego spektaklu (i to tylko wtedy, jeśli publiczność wypuści ich bez bisów).
Dużo kobiet, bo aż trzy, to muzyczno-kabaretowy recital, w którym na scenie – obok gospodarza Artura Andrusa – występują Joanna Kołaczkowska, Magda Umer i Hanna Śleszyńska. Swoją relację z pokazu, w którym miałam przyjemność uczestniczyć w łódzkim Teatrze Muzycznym, mogłabym w zasadzie zakończyć na tym krótkim przedstawieniu występujących. Każde z tych czterech nazwisk jest bowiem gwarancją tego, że na scenie będzie się działa magia. Zebranie ich wszystkich na jednym afiszu brzmi natomiast jak spełnienie marzeń każdego, kto uwielbia usiąść na teatralnej widowni i dać artystom lepić swoje emocje jak z gliny. Od śmiechu (do bólu brzucha), przez wzruszenie (chyba nie tylko ja co jakiś czas ocierałam – wcale nie ukradkiem – łzy) aż do zwyczajnej, ludzkiej radości ze wspólnego śpiewania znanych od lat piosenek.
Śpiewają, rozmawiają i rozbawiają do łez
Na “Dużo kobiet, bo aż trzy” wybrałam się już drugi raz – pierwszy raz kilka lat temu, kiedy zupełnie nie wiedziałam, czego spodziewać się po takiej mieszance tak różnych od siebie osobowości na jednej scenie. Nie miałam wówczas również żadnego pojęcia o formie spektaklu, na jaką zdecydowali się artyści – a trzeba zaznaczyć, że mamy tu do czynienia nie tylko ze “zwykłym” śpiewaniem piosenek, lecz także improwizowanymi rozmowami i anegdotami opowiadanymi przez nich zarówno widowni, jak i samym sobie. Siedząc na widowni mamy okazję słuchać kolejnych genialnych utworów wykonywanych przez każdego z artystów na przemian z rozmowami, które prowadzą ze sobą przy stole (będącym – oprócz instrumentów muzycznych – jedyną scenografią spektaklu).
Kto jeszcze nie był, musi mi uwierzyć na słowo – tych rozmów można by słuchać bez końca. Przede wszystkim dlatego, że występujący znają się ze sobą od lat i każde z nich w ten czy w inny sposób związany jest ze sceną kabaretową (dość wspomnieć, że Artur Andrus i Joanna Kołaczkowska przez wiele lat występowali razem w improwizowanym serialu kabaretowym Spadkobiercy, a Hanna Śleszyńska jest członkinią grupy Tercet czyli kwartet – formacji łączącej piosenkę, aktorstwo i kabaret). Dialogi, które prowadzili między sobą na deskach Teatru Muzycznego, co i rusz wywoływały tak ogromne salwy śmiechu, że – muszę przyznać – czasami miałam problem z usłyszeniem kolejnego wypowiadanego przez nich na scenie zdania. Co najpiękniejsze – śmiechu nie ukrywają sami artyści. Doskonale widoczne dla widzów jest to, że występujący nie tylko dobrze się ze sobą bawią, ale również – po prostu – doskonale czują się w swoim towarzystwie. Ciężko wyobrazić mi sobie lepszy sposób na sukces.
Andrus, Kołaczkowska, Śleszyńska, Umer – czyli jak oczarować widza piosenką
Choć doskonale znam piosenki Artura Andrusa (towarzyszą mi one niemalże na co dzień) i nie pierwszy raz miałam przyjemność oglądać jego występ na żywo, cieszyłam się jak dziecko na każdy kolejny odśpiewany przez niego utwór. Baba na psy, Cyniczne Córy Zurychu (zaśpiewane na bis z rozbrajającą choreografią wszystkich trzech artystek) czy Piosenki Boney M odśpiewane w duecie z Hanną Śleszyńską, które porwały do śpiewu całą widownię. Jeśli płakać ze śmiechu – to w piosenkach zaśpiewanych przez Joannę Kołaczkowską, ze wzruszenia – to w tych zaprezentowanych przez Magdę Umer. Umer występuje w recitalu z najpiękniejszymi piosenkami ze swojego repertuaru – nie zabrakło w nich tych napisanych przez Agnieszkę Osiecką, której nazwisko zresztą przeplatało się co i rusz w rozmowach. Część muzyczną recitalu bez zawahania mogę nazwać ucztą zarówno dla ciała, jak i dla duszy – przez dwie godziny towarzyszyła mi bowiem prawdziwa sinusoida emocji, od śmiechu do łez. Rozglądając się dookoła zauważyłam, że nie tylko mnie.
Dużo kobiet, bo aż… cztery
Jest jedna bardzo ważna rzecz, o której trzeba wspomnieć – w recitalu “Dużo kobiet, bo aż trzy” występowała niegdyś Maria Czubaszek. Bez przywołania jej nazwiska relacja z tego koncertu będzie wybrakowana – postać Czubaszek wypełniała bowiem Teatr Muzyczny przez cały czas. Już na samym początku Artur Andrus wspomniał, że recital powinien się raczej nazywać “Dużo kobiet, bo aż trzy… a w zasadzie cztery”. Ogromnie żałuję, że nie miałam okazji zasiąść na widowni i wtedy, kiedy w składzie zespołu występowała ta jedna z najbardziej barwnych postaci polskiej sceny. Artyści poświęcają wspomnieniom o Marii Czubaszek dużo czasu, opowiadając widzom liczne anegdoty z nią związane, a także śpiewając tę jedną piosenkę (mowa tu o utworze Martwe liście Magdy Umer), której Czubaszek zawsze słuchała ponoć jak zaczarowana. Nie chcę używać wielkich słów, bo zdaje mi się, że samej Czubaszek wcale by się to nie podobało, ale z braku lepszych muszę ich użyć – wiele momentów recitalu to w zasadzie hołd oddany tej znakomitej dziennikarce, pisarce i satyryczce. Dużą radością była dla mnie możliwość uczestniczenia w tym wydarzeniu i słuchania z pierwszej ręki wszystkich historii, którymi podzielili się z nami obecni na scenie artyści.
Jeśli ktoś nie jest fanem polskiego kabaretu – lub kabaretu w ogóle – i zastanawia się, czy warto wybrać się na “Dużo kobiet, bo aż trzy”, pragnę go przekonać: tak! To nie jest kabaret w klasycznym wydaniu, nie jest to także tradycyjny koncert. Wyświechtane powiedzenie każdy znajdzie coś dla siebie w tym przypadku zdaje mi się odpowiednie. Bo znajdzie. Zapewniam: będziecie się śmiać, może nawet się wzruszycie. A potem wrócicie do domu i włączycie raz jeszcze wszystkie piosenki, które usłyszeliście przed chwilą. Ten recital to dwie godziny czystej radości, doskonałego poczucia humoru, genialnych tekstów piosenek, wspaniałych głosów. I skład, który chociaż raz w życiu warto zobaczyć razem na scenie.
Recenzja: Aleksandra Mysłek
Zdjęcia: https://adria-art.pl/
Spodobał Ci się nasz artykuł o Arturze Andrusie? Zobacz nasze inne artykuły, również po angielsku i ukraińsku!
Przeczytaj również: Faraon w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej
Przeczytaj również: “Wymazywanie” w reżyserii Klaudii Hartung-Wójcik
Przeczytaj również: Justyna Adamczyk – Wystawa: Przeszłość nie przemija
Przeczytaj również: Wścibski gość – relacja ze spektaklu w Teatrze Groteska
Przeczytaj również: Cyrk na Wodzie Waterland w Białymstoku – relacja!
Znajdź ciekawe wydarzenia w naszej