Płyta 30 to bez wątpienia jeden z najbardziej oczekiwanych albumów ostatnich lat. Adele w spektakularny sposób powróciła na rynek muzyczny, oferując słuchaczom najbardziej intymny i osobisty zapis przeżyć, których doświadczyła w czasie kilkuletniej przerwy.
Cisza trwała cztery lata – dokładnie tyle czasu minęło od ostatniej trasy koncertowej, od ostatniego albumu natomiast – sześć lat. Od czasu 25, który miał swoją premierę w listopadzie 2015 roku, fani zdążyli zatęsknić. W końcu wróciła – odmieniona nie tylko fizycznie, lecz również, jak się miało okazać, psychicznie – wraz z najnowszym krążkiem 30. O tym albumie nie sposób mówić bez dwóch kontekstów: muzycznego oraz prywatnego. Muzycznego, gdyż szerokim echem odbiła się w sieci wypowiedź Adele odcinającej się od pytań o tworzenie muzyki dla nowej generacji: Jeśli wszyscy tworzą muzykę dla TikToka, to kto tworzy muzykę dla mojego pokolenia? Kto tworzy muzykę dla moich rówieśników? Z przyjemnością wykonam tę robotę. Adele jako pierwsza przekonała również Spotify do usunięcia przycisku shuffle (odtwarzanie losowe) w przypadku odsłuchiwania albumów, aby odtwarzane były w dokładnie takiej kolejności, jaką zaplanowali artyści.
Płyta 30 jest zatem krążkiem przygotowanym z ogromną starannością – praca nad nim rozpoczęła się już w 2019 roku – skierowanym do konkretnego grona słuchaczy. Równie ważny, jeśli nie ważniejszy, jest jednak kontekst prywatny; choć Adele znana jest ze śpiewania o złamanym sercu, w przypadku 30 mamy do czynienia z czymś jeszcze cięższym – z konsekwencjami rozwodu, rozejściem się rodziny, depresją oraz próbami poskładania siebie na nowo. Jest to bez wątpienia najmocniejszy i najsilniejszy emocjonalnie album, z którym mieliśmy do czynienia od początku jej kariery muzycznej.
„Nowa” Adele – od klasycznych ballad po groove lat siedemdziesiątych
Otwierający 30 utwór Strangers By Nature to muzyczny ukłon w stronę Judy Garland, hipnotyzujący przede wszystkim warstwą instrumentalną. W niespieszny i raczej skromny literacko sposób artystka wprowadza nas w emocjonalny wydźwięk całej płyty. Strangers By Nature (rozpoczynający się wymownym wersem I’ll be taking flowers to the cemetery of my heart) to krótkie rozliczenie się, a zarazem pogodzenie z bolesną przeszłością. To opowieść o tym, że wszystko złe, co miało się stać, już się stało. Choć jest to pierwszy utwór na płycie, zdaje się być podsumowaniem katharsis, którym – jak przyznaje sama Adele – stał się dla niej cały album.
Alright then, I’m ready – rzuca w ostatnim wersie i przenosi nas płynnie do drugiego utworu – Easy On Me – który, jako zapowiadający album singiel, mieliśmy okazję poznać już w połowie października razem z premierowym teledyskiem w reżyserii kanadyjskiego reżysera Xaviera Dolana. Easy On Me to utwór najbardziej przypominający poprzednie dokonania Adele. Jest to klasyczna ballada z fortepianem w tle, która przy pierwszym odsłuchu przypomina Someone Like You czy All I Ask – Utwór może z jednej strony usatysfakcjonować fanów dawnej Adele, nieliczących na muzyczne i tekstowe eksperymenty, z drugiej – rozczarować tych, którzy po wydanym po sześciu latach ciszy pierwszym singlu spodziewali się czegoś nowego.
Easy On Me to nie jest jedyny utrzymany w tym klimacie utwór na 30, jednak muzycznie z całą pewnością pozostaje w mniejszości – oto bowiem już następne My Little Love wprowadza do płyty nowy rytm i nowe dźwięki, określone mianem seksownego groove lat siedemdziesiątych. Choć utwór ten, zwłaszcza ze swoim zmysłowym początkiem i chórkami w tle, dośpiewującymi słowa refrenu, jest bardzo interesujący w warstwie muzycznej, nie ona stanowi tu jego najwyższą wartość. My Little Love to przede wszystkim najbardziej intymna i najcięższa emocjonalnie piosenka na całym albumie; tytułowa mała miłość artystki to jej dziewięcioletni syn, Angelo Adkins, do którego skierowany jest cały utwór. Adele odsłania się w nim nie tylko jako matka podejmująca próbę wytłumaczenia swojemu dziecku sytuacji emocjonalnej, w jakiej się znalazła – lecz także jako człowiek, który nie ukrywa, że nie radzi sobie z otaczającą go rzeczywistością.
Mama’s got a lot to learn – śpiewa w refrenie, dopowiadając: It’s heavy. Najmocniejszymi punktami tego utworu są jednak przede wszystkim prywatne nagrania audio artystki, które postanowiła do niego dołączyć; usłyszymy zatem zarejestrowane rozmowy Adele z synem oraz kończący piosenkę fragment nagrania głosowego, w którym wokalistka otwarcie – niczym na terapii – opowiada o swoim ówczesnym stanie emocjonalnym (I’m having a very anxious day, I feel very paranoid). My Little Love zdaje się być miksem kilku kontekstów i perspektyw – zarówno samej Adele, jak i jej syna – a jednocześnie uczłowieczeniem wydarzeń z przeszłości i rozwodu rodziców artystki oraz zwróceniem się do wszystkich dzieci – nawet, jeśli dziś są już dorosłymi ludźmi – którzy mają za sobą podobne doświadczenia.
30 – opowieść o podnoszeniu się z kolan
Po tak ciężkim ładunku emocjonalnym, którego dostarcza nam My Little Love, otrzymujemy utwór Cry Your Heart Out, chyba najbardziej niejednoznaczny na całej płycie. W warstwie dźwiękowej otrzymujemy tu bowiem upbeatowy, lekki kawałek – dopiero dokładne wsłuchanie się w warstwę tekstową uświadamia nam, że mamy do czynienia z niczym innym, jak z opowieścią o depresji (My skin’s paper thin, I can’t stop wavering, I’ve never been more scared). “Tupiąc nóżką” do rytmicznej muzyki, zostajemy jednocześnie dopuszczeni w sam środek emocjonalnej otchłani. W opublikowanym niedawno wywiadzie dla Apple Music, Adele przyznaje, że był to najtrudniejszy okres w jej życiu – i zarazem puszcza oczko do słuchaczy, mówiąc, że jeśli ktoś nie chce wsłuchiwać się w tekst piosenki, dostanie po prostu przyjemny vibe. Jeśli zaś o prawdziwie pozytywny vibe się rozchodzi, bez dwóch zdań dostarcza nam go kolejny utwór na płycie – Can I Get It – będący popową opowiastką o dobrej zabawie.
Dzięki poprzedniemu Cry Your Heart Out nie otrzymujemy tu dużego przeskoku w warstwie muzycznej, jeśli zaś chodzi o warstwę tekstową i znaczeniową – mamy do czynienia ze swego rodzaju przełomem; Can I Get It opowiada bowiem o pierwszym, post-depresyjnym okresie, w którym artystka na nowo przejmuję kontrolę nad własnym życiem. Kolejny utwór na płycie – I Drink Wine – fani mieli okazję poznać jeszcze przed premierą albumu dzięki koncertowi CBS Special: Adele One Night Only; zainspirowany był między innymi muzycznymi dokonaniami Eltona Johna w latach siedemdziesiątych. All Night Parking jest natomiast kolejnym pozytywnym w wydźwięku elementem całego albumu, opowiada bowiem o nowej miłości artystki (You possess powers I can’t fight, that’s why I dream about you all night long), stanowiąc jednocześnie dowód na to, że jest gotowa na nowy etap w swoim życiu.
W warstwie muzycznej utwór ten kojarzy mi się z dźwiękami Amy Winehouse (Do Me Good, You Sent Me Flying) i chyba słusznie, gdyż jak przyznaje Adele, Winehouse od początku stanowi stałą inspirację w jej twórczości. Podobne skojarzenie budzi we mnie również zamykający album utwór Love Is A Game – który dzięki chórkom staje się jednym z najciekawszych kawałków na płycie. Zbliżając się już do końca 30, otrzymujemy kolejno Woman Like Me – delikatny i spokojny utwór z gitarą akustyczną w tle, Hold On – z chórkami nieomal gospelowymi, dołączający (razem z Easy On Me) do szeregu klasycznych, nastrojowych ballad To Be Loved oraz wspomniane już wyżej, wieńczące album Love Is A Game.
Więcej niż ballady
Jedynymi dotychczas zaprezentowanymi poza albumem utworami były Easy On Me, I Drink Wine, Hold On czy To Be Loved, którym artystka podzieliła się z słuchaczami na swoim Instagramie dwa dni przed premierą albumu. Utwory mogą sprawiać wrażenie że poza spokojnymi, nastrojowymi balladami, Adele nie ma zbyt wiele nowego do zaoferowania. Mam nadzieję, że ci, którzy jeszcze nie mieli okazji przesłuchać w całości 30, zdecydują się na to jak najszybciej – płyta skrywa w sobie muzyczne perełki, które pozwalają odkryć Adele na nowo i z zupełnie innej niż powszechnie znana strony. Te „nowe” brzmienia nakazują mi porzucić marzenia o udziale w wielkich koncertach artystki (takich, jak na stadionie Wembley w 2017 roku) i skierować je ku marzeniom o małych, kameralnych występach w lokalnych jazz-klubach. Jedno jest pewne – 30 ugruntowało pozycję Adele jako jednej z najważniejszych postaci na światowym rynku muzycznym, a Easy On Me po dwudziestu czterech godzinach od premiery pobiło rekord odtworzeń Spotify, strącając tym samym z podium koreański zespół BTS. Pozostaje mieć nadzieję, że na następny album nie przyjdzie nam czekać kolejnych sześciu lat.
Recenzja: Aleksandra Mysłek
Przeczytaj: Freddie Mercury – nieśmiały i cichy geniusz
Przeczytaj: Coldplay – recenzja płyty “Music Of The Spheres”
Przeczytaj: Anna Gacek: „Ekstaza. Lata 90. Początek” – recenzja książki
Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<