Film „Znachor” to już obowiązkowa pozycja świąteczna w polskiej telewizji. Niczym „Kevin sam w domu” na Boże Narodzenie, klasyka polskiej kinematografii przy okazji ważniejszych świąt narodowych musi zagościć na ekranach. Nie chciałbym tutaj podejrzewać Czytelników o zbytnią ignorancję, niemniej sądzę, że z powodzeniem mógłbym założyć, że większość widzów może nie zdawać sobie sprawę, że film Jerzego Hoffmana z Jerzym Bińczyckim w roli tytułowej nie jest oryginalnym dziełem PRL-u, lecz ekranizacją książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, znanego przedwojennego pisarza. Być może jeszcze większe zdziwienie wzbudzi fakt, że nie jest to również pierwsza ekranizacja, ponieważ historia prof. Wilczura zainteresowała już przedwojennych filmowców.
Znachor 1937 – zapomniana ekranizacja
Życiorys Tadeusza Dołęgi-Mostowicza to z pewnością temat na osoby artykuł. Dość jednak powiedzieć, że władze sanacyjne żywo interesowały się jego poczynaniami, gdyż jako publicysta nie szczędził im krytyki. Spotykał się nie tylko z cenzurą, ale w 1927 roku został pobity przez nieznanych sprawców, o co podejrzewano ówczesny obóz rządzący. Również jego powieści nie kryły swojego krytycyzmu wobec ówczesnych realiów społeczno-politycznych. Być może właśnie dlatego władze komunistyczne, nastawione antysanacyjnie i dążące do rozliczenia się z przedwojenną, “faszystowską” Polską nie miały obiekcji przed wpuszczeniem ekranizacji jego dzieł na ekrany. Jednakże polscy filmowcy zainteresowani byli twórczością Dołęgi-Mostowicza już przed wojną, co więcej – w liczbach II RP wygrywa starcie z PRL pod względem ilości filmów opartych na jego literaturze. Widocznie cenzura “faszystowska” nie dorównywała swoją restrykcyjnością cenzurze komunistycznej.
Warto również wspomnieć, że w II RP „Znachorem” zainteresowano się głębiej, nie poprzestając jedynie na pierwszej części historii. „Znachor” bowiem to historia opisana w dwóch powieściach. Przedwojenni filmowcy byli jednak bardziej ambitni – postanowili wyprodukować trylogię i brak trzeciej książki nie zrobił na nich większego wrażenia. Trzeba przyznać, że Tadeusz Dołęga-Mostowicz miał już swoją „markę” – jego powieści ekranizowano w tym samym roku, w której je wydawano. Po „Prokurator Alicji Horn” (1933) “Znachor” był drugim ekranizowanym dziełem, powstałym (zarówno książka, jak i film) w 1937 r. Opuszczony przez żonę, która zabiera ze sobą ich córkę, prof. Wilczur zostaje napadnięty i pobity. W wyniku tego zdarzenia traci pamięć i włóczy się po kraju imając się różnych zajęć. Ostatecznie osiada na pewnej wsi, gdzie nie zdając sobie sprawy ze źródeł swojej medycznej wiedzy, zyskuje sławę jako znachor. Ostatecznie nie tylko odzyskuje pamięć, ale i odnajduje córkę. Mam nadzieję, że Czytelnik wybaczy mi, być może nadmierne, ujawnianie fabuły (choć zapewne większości jest ona znana), niemniej jest to niezbędne w kontekście kontynuacji historii prof. Wilczura, do której będę musiał się odnieść w dalszej części.
Historia ma też ciąg dalszy
Drugą część powieści wydano już rok później, w roku 1938 i nie trzeba było długo czekać, by jeszcze w tym samym roku ujrzeć ją na kinowych ekranach. Opowiada ona o dalszych losach prof. Wilczura, który odzyskując swoją tożsamość powrócił do zawodu. Jednak nie wszystkim jego dawnym współpracownikom przypadło to do gusty. Wielkiej sławy lekarz stanowił bowiem niepożądaną konkurencję, powracając „zza grobu” popsuł szyki swoim dawnym kolegom, którzy chętni byli skorzystać z okazji do nadania rozpędu swojej kariery. Zmęczony i rozgoryczony intrygami swojego zastępcy, doktora Dobranieckiego, opuszcza po raz kolejny wielkomiejskie życie, wybierając powrót na wieś.
Tak więc wbrew temu co można by sądzić znając jedynie film Hoffmana z 1981 roku, historia prof. Rafała Wilczura liczy sobie dwie części. Wspomniałem jednak, że przedwojennym filmowcom nie przeszkodziło to specjalnie w zamiarze stworzenia trylogii. Nie oznacza to jednak, że twórcy postawili na własną niczym nieograniczoną kreatywność, lecz zwrócili się o wsparcie do osoby najwłaściwszej, czyli do samego Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Scenariusz do filmu był jego autorstwa. Trzecia część filmu nosi tytuł „Testament Profesora Wilczura”, opowiada bowiem o tym, jak jego idea zorganizowania opieki medycznej na wsi została podjęta przez jego współpracowników (rzecz jasna, nie tych z kliniki, w której niegdyś pracował, lecz przez tych, którzy towarzyszyli mu w jego wiejskich życiu). Oczywiście, tak jak w poprzednich częściach i tutaj nie brak dramatycznych wydarzeń, a akcja skupia się na postaci Jemioła, którego prof. Wilczur uratował przed życiowym upadkiem, a który po śmierci profesora odwdzięcza mu się prowadząc fundację jego imienia. Pewnego dnia z kasy fundacji znikają pieniądze, a Jemioł staje się pierwszym podejrzanym.
Zaginione taśmy
Mam nadzieję, że nie narobiłem wielkiego apetytu na trzecią część tej historii, ponieważ mam teraz do przekazania informację, która w takiej sytuacji sprawiałby z pewnością, że niejeden z Czytelników z pewnością wystosowałby pod moim adresem niewybredne określenia. Niestety, ale na dzień dzisiejszy nie jest znana żadna ocalała z wojennej zawieruchy “Testamentu Profesora Wilczura”. Osobiście mam nadzieję, że nie jest to sytuacja ostateczna, nie byłby to bowiem pierwszy przypadek, gdy uznany za bezpowrotnie zaginiony film został cudownie odnaleziony w zagranicznych archiwach. A nie będę ukrywać, że sam czuję ogromny niedosyt nie mogąc dokończyć tej filmowej historii i musząc zadowolić się dwoma pierwszymi filmami. Zresztą i pierwsi widzowie musieli się wykazać cierpliwością, ponieważ premiera odbyła się dopiero w 1942 roku, pod niemiecką okupacją, zaś pamiętając, że zgodnie z propagandowym hasłem polskiego podziemia “tylko świnie siedzą w kinie” być może wielu potencjalnych widzów nigdy nie doczekało się seansu, nie chcąc korzystać z koncesjonowanego, okupacyjnego kina. W tej sytuacji można jedynie mieć nadzieję, że proces odzyskiwania polskich dzieł sztuki filmowej nadal trwa i będziemy wciąż odnajdywać kolejne taśmy w zapomnianych przez historie archiwach.
W tytułowego bohatera wcielił się jeden z najwybitniejszych polskich autorów przedwojnia, Kazimierz Junosza-Stępowski. Nie zabrakło również innych znanych nazwisk, w tym nieśmiertelnej Mieczysławy Ćwiklińskiej (w całej trylogii). W postacie najpierw żony, a następnie córki prof. Wilczura wcieliła się Elżbieta Barszczewska. Rola Jemioła przypadła Jackowi Woszczerowiczowi, a prócz wyżej wymienionych można by jeszcze wspomnieć o takich nazwiskach jak Helena Grossówna oraz Tamara Wiszniewska. Jako ciekawostkę warto dodać, że w drugiej części wystąpił Dobiesław Damięcki, przedwojenny aktor i założyciel aktorskiego rodu – jego synami są Damian i Maciej Damięccy, zaś wnukami Grzegorz, Mateusz i Matylda.
Mimo nader pesymistycznej informacji o zaginionych kopiach trzeciej części filmowej trylogii dobrą wieścią w tym wszystkim jest fakt, iż pierwsze dwie części z powodzeniem można obejrzeć, dlatego mam nadzieję, że choć trochę udało mi się do tego zachęcić.
Opinia: Sebastian Bachmura
Sebastian Bachmura – publicysta, absolwent prawa związany z działalnością sektora pozarządowego. Redaktor naczelny kwartalnika “Myśl Suwerenna“, wśród zainteresowań m.in. nauki polityczne, historyczno-prawne, historia.
Przeczytaj: Mieczysława Ćwiklińska – hrabina polskiej komedii
Przeczytaj: Eugeniusz Bodo: od gwiazdy kina do więźnia łagru
Przeczytaj: Antoni Fertner: Król polskiej komedii
Znajdź ciekawe wydarzenia kulturalne w naszej >>> wyszukiwarce imprez <<<